Krańcowo II - Rozdział XIV - Najtrudniejsze decyzje
- Jarosław Domański
- 27 mar 2021
- 19 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 6 cze 2021
Bitwa pod cegielnią stała się tematem numer jeden we wszystkich zakątkach Krańcowa, w których istniało jakiekolwiek inteligentne życie. Historie o porwaniu autobusu, starciu weteranów z Ręką Olbrzyma, pojedynku Pierwszego z Dix przechodziły z ust do ust, docierając do uszu nawet największych samotników.
I tak oto Dziki, zwykły chłopak, który swoim stażem w Nowym Świecie nie zasłużył nawet na status weterana, ponownie znalazł się na językach wszystkich ludzi.
To przecież on był tym, który zdecydował się pomóc Wilkowi i wmieszał Autobus do Wolności w sprawę z Ręką Olbrzyma. To on był niegdysiejszym chłopakiem Dix, którą Maciejewski i Daniel zamierzali wykorzystać w swoim planie.
To w końcu on stanął między dziewczyną a Pierwszym, powstrzymując liderkę Defektu przed dokonaniem zemsty.
Dodatkowo gdzieniegdzie krążyły pogłoski, że to właśnie Dziki podpalił budynek, w którym skrywała się Ręka Olbrzyma, udaremniając tym ich niespodziewany atak na weteranów.
Mimo że pułapka Armii Daniela nie wypaliła, śmierć zebrała spore żniwo. Na placu pod cegielnią zginęło wielu weteranów jak i członków Defektu. Chociaż Dziki odetchnął z niewyobrażalną ulgą, dowiadując się, że Krzakowi i Mike’owi nie stało się nic poważnego, to nie wszyscy jego znajomi mieli tyle szczęścia.
Rannego Wilka zabrano do Wspólnoty, gdzie lekarz postawił przerażającą diagnozę - pęknięty rdzeń kręgowy i całkowity paraliż. W Starym Świecie pewnie dałoby się mu jakoś pomóc skomplikowaną operacją i miesiącami rehabilitacji, ale w Nowym można było tylko pomarzyć o takich luksusach.
Wilk był teraz całkowicie zależny od swojej partnerki, Szarej, która zmuszona była opłacać jego pobyt we Wspólnocie. Na szczęście dla dziewczyny, Krańcowscy weterani, dla których ‘’szeryf” był swoistym symbolem, zrobili zrzutkę na pierwszych kilka tygodni. Dziewczyna miała dzięki temu szansę chociaż trochę zebrać siły po tym co się stało.
Pierwszy, o którego stan Dziki martwił się równie mocno, zniknął zaledwie kilka minut po bitwie. Mimo że na placu było jeszcze pełno weteranów, nikt nie zauważył kiedy i jak mężczyzna zdołał się oddalić. Wielu nie mogło uwierzyć, że ktoś z takimi ranami w ogóle dał radę się podnieść.
Prawdziwą zagwozdką było jednak dla Dzikiego to, co powinien teraz myśleć o Dix. Zaledwie chwilę po tym jak dziewczyna była gotowa go zaatakować, została ciężko ranna. Czy to wszystko co wtedy powiedziała było tylko wybuchem złości? Czy była jakaś szansa na to, że mu wybaczyu? Bez wahania ruszyła z całą armią na pomoc. Czy więc jej uczucie naprawdę nie było silniejsze niż żądza zemsty?
Z samą Dix nie było jednak kontaktu. Dziki dowiedział się pokątnie od Mike’a, że Rengo zabrał ją do Krańcowskiego lasu. Podróżujący razem z Casio, weteran Hunt, był podobno najlepszym lekarzem w całym Krańcowie. Do tego ze specjalizacją w chirurgii. Był więc dużo pewniejszym medykiem, niż Wspólnotowy łapiduch.
W międzyczasie Autobus do Wolności wrócił do swojej rutyny. Z tym wyjątkiem, że Kuba nie opuścił go nawet na chwilę. Zmienili też swoją zwyczajową trasę. Przez cały czas dokowali gdzieś w pobliżu Wspólnoty i robili jedynie krótkie wyprawy poza okolicę stacji, by uzupełnić zapasy.
Dziki czuł się mocno napiętnowany całą tą sytuacją. Radość z ocalenia wszystkich mieszkańców nie trwała długo. Kuba coraz mocniej zaczął dawać do zrozumienia, że obecność Dzikiego zaczęła mu mocno przeszkadzać.
Wciąż jednak nie odważył się powiedzieć niczego otwarcie. Oli nie opuszczała Dzikiego nawet na krok, nie dając w ogóle okazji by strażnik i lider autobusu zostali sami.
Sposobność nadarzyła się dopiero w tydzień po bitwie, gdy Dziki na nocnej warcie obserwował okolicę z dachu pojazdu.
Pojazd stał zaparkowany w małej kamiennej uliczce, na tyle blisko Wspólnoty, że na niebie widać było łunę bijącą od ognisk.
Dziki siedział zawinięty w kurtkę, trzymając w ręku kawę, która już od dawna była lodowata. W pewnym momencie otaczającą go ciszę przerwało skrzypienie drabiny. Mimo lęku wywołanego chwilowym zaskoczeniem, nie sięgnął po broń… Doskonale wiedział, kto się do niego zbliża.
Kuba wczłapał się powoli na górę. Nie wyglądał na zaspanego, mimo późnej pory. Musiał więc czekać aż Oli pójdzie spać, by móc porozmawiać z Dzikim sam na sam.
- Chłodno… - westchnął mężczyzna, siadając na dachu. - Noc spokojna?
- Tak- odpowiedział Dziki, starając się by jego głos brzmiał naturalnie. - Wspólnota ściąga wszystko do siebie.
Kuba pokiwał głową, bawiąc się jednocześnie brodą, a Dziki poczuł jak serce podchodzi mu do gardła. Wiedział, że ta rozmowa musi w końcu nadejść. Spodziewał się, że już po tym delikatnym wstępie lider naskoczy na niego. Zacznie krzyczeć, wyrzucać mu to jak narażał autobus i jego mieszkańców... Niespodziewanie jednak Kuba zapytał zupełnie spokojnie.- Co zamierzasz zrobić dalej?
Dziki poczuł jak to pytanie zupełnie go rozbraja. Wiedział doskonale, że była na nie tylko jedna dobra odpowiedź. Coś co rozważał już od bardzo dawna. - Odejść…- westchnął w końcu, czując jak głos mu przy tym zadrżał.
Kuba skinął w jego stronę. Najwidoczniej takiej odpowiedzi właśnie oczekiwał.-Tak myślałem. Nigdy nie uważałem cię za egoistę, a nie jesteś przecież na tyle nierozsądnym by nie zauważyć, że twoja obecność to zagrożenie dla Autobusu. Chcę jednak wiedzieć, jak zamierzasz to zrobić? - zapytał na koniec.
- Nie rozumiem - stwierdził Dziki, spoglądając w nieprzeniknioną twarz ich lidera.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę, że w oczach mieszkańców autobusu jesteś jakby bohaterem - stwierdził Kuba, z wyraźnym żalem w głosie.- To co zrobiliście razem z Pierwszym… Tylko dzięki temu weterani mogą uznać to za swoje zwycięstwo. Przyczyniłeś się do pokonania Ręki Olbrzyma…
- To plotki, większość zrobił Pierwszy, jak zresztą zawsze - odparł Dziki.
Kuba westchnął, spoglądając w czarne pozbawione gwiazd niebo. - Może… Problem w tym, że Oli nie pozwoli ci po prostu odejść. Próbowałem z nią porozmawiać… Wiesz Dziki, ona jest taka naiwna, myślę że byłaby gotowa prędzej zrezygnować ze mnie niż z ciebie.
W tym momencie w głosie Kuby zatańczyła mocna gorycz, mimo że mężczyzna wyraźnie próbował utrzymać spokojny chłodny ton. Dziki już od dawna miał podejrzenia, że to co czuje on do Oli, to coś więcej niż powinność wobec jej brata. Zazdrość, która wręcz biła z jego oczu była na to najlepszym dowodem.
Po chwili kłopotliwej ciszy Kuba kontynuował. - Wiesz dobrze, że po tym co stało się w cegielni nie możesz zostać. Naraziłeś się Danielowi, stałeś się rozpoznawalny, twoja obecność zagraża autobusowi jak jeszcze nigdy wcześniej...
- ...Wiem, wiem - przerwał Dziki, nie chcąc po raz kolejny słuchać tego samego. Zwłaszcza, że decyzja była już podjęta. - Nie miałem zamiaru z tym zwlekać i już od dawna chciałem z tobą porozmawiać. Tylko Oli ciągle przeszkadzała…
- No tak…- wtrącił Kuba. - Zdaję sobie sprawę, że jest w tym momencie w ciebie zapatrzona. Nie możemy jednak czekać, aż jej przejdzie.
- Więc masz jakiś pomysł? - spytał niepewnie Dziki
- Chcę żebyś po prostu odszedł, bez pożegnania. Po prostu zniknął... - wyszeptał Kuba, nie patrząc nawet na niego.
- Żartujesz sobie?! Po tym wszystkim mam uciec bez słowa? - zawołał wzburzony Dziki, podrywając się z miejsca.
- To jedyny sposób…- stwierdził niepewnie Kuba. - Mieszkańcy nie będą mieli szansy by cię zatrzymać. Możesz przecież dołączyć do Pierwszego. Tyle czasu uciekał przed Defektem, ma doświadczenie w ukrywaniu się. Razem z nim masz większe szanse uniknąć zemsty Daniela. Po tym co już dla ciebie zrobił i po tym jak ty ochroniłeś go przed Dix... Nie wierzę, że nie będzie chciał cię przyjąć jako swojego ogona.
Lider przedstawił swoje rozwiązanie, a Dziki zamyślił się przez chwilę.
Był już taki moment w jego historii, gdy podróżował razem z Pierwszym. Mężczyzna pomagał mu wtedy uciekać przed Delimerem. Nigdy potem Dziki nie myślał nawet o tym by spróbować narzucać się swojemu wybawicielowi ponownie. Nie wiedział nawet jak Pierwszy zareagowałby na taką propozycję. Nie raz przekonał się, że mężczyzna ma dziwne spojrzenie na wiele spraw.
- Mógłbym spróbować go odnaleźć…- westchnął po dłuższej chwili. - To kiedy miałbym zniknąć?
Ostatnie słowa prawie ugrzęzły mu w gardle. Mimo że od dłuższego czasu rozważał opuszczenie autobusu, to świadomość, że nie są to dłużej gdybania tylko rzeczywiste decyzje, mocno go przytłoczyła.
Kuba jednak nie mógł zauważyć wewnętrznych rozterek jakie szargały Dzikim, więc po chwili zamyślenia stwierdził chłodno.
- Jutro, w czasie nocnej warty - powiedział zdecydowanie Kuba. - Każę Jankowi jechać na osiedle przy Lesie Ludzi. Znasz to miejsce Chociaż kręcą się tam Delimery, to sam przecież nie ściągniesz ich na siebie. Jak już wszyscy usną, przyjdę żeby cię zastąpić… Mógłbyś pójść od razu do szkoły i odzyskać zapasy, które tam zostawiliście - dodał, szykując Dzikiemu gotowe rozwiązanie.
Ten skinął głową. Mimo że starał się zachować kamienną twarz, Kuba musiał dostrzec w niej jakiś żal, bo dodał po chwili. - Nie martw się, nie puszczę cię przecież z pustymi rękami… Dostaniesz zapasy, amunicję... Myślę, że mógłbym nawet przez jakiś czas zostawiać ci zaopatrzenie na mieście.
Dziki wyczuł, że Kuba byłby skłonny oddać mu większość tego co posiada, byleby tylko nie robił mu więcej problemów i zniknął. - Nie chodzi o zapasy - westchnął. - Zżyliśmy się mocno… i boli mnie to, że mam tak po prostu odejść bez słowa - stwierdził niepewnie.
- Zrobisz to dla ich dobra - przekonywał go Kuba. - Ja im to wyjaśnię gdy już emocje opadną… Zrozumieją, że tak po prostu musiało być.
Dziki czuł, że serce znowu zaczyna mu łomotać. Stanął właśnie przed dość dziwną perspektywą. Chyba po raz pierwszy w tym świecie miał zostać zupełnie sam.
Od momentu swojego pojawienia się, przez cały czas ktoś mu towarzyszył. Najpierw Autobus do Wolności i jego ówczesny strażnik Primo. To oni nauczyli go podstaw przetrwania w Nowym Świecie. Potem za sprawą Mike’a stał się częścią Wspólnoty. Nawet gdy myślał już, że zostanie sam, po tym jak dotknął go Delimer, spotkała go nieoczekiwana pomoc ze strony Pierwszego.
To było naprawdę nietypowe, uświadomił sobie, że nie ma na siebie żadnego pomysłu… Niczego co pchałoby go dalej, nikła myśl o znalezieniu swojego przyjaciela i wybawcy nie uspokajała go w tym momencie nawet trochę.
Kuba musiał odczytać jego zawahanie, bo szybko wyrwał go z zamyślenia. - Poradzisz sobie! - stwierdził, starając się brzmieć pewnie. - Nie jesteś już przecież nowoprzybyłym. No i samemu albo z Pierwszym będzie dużo trudniej cię odnaleźć. Pamiętaj jeszcze raz, to dla dobra ludzi w autobusie… Oczywiście musisz zachować kamienną twarz. Nie chcę robić tutaj scen. Gdyby nasza mała intryga wyszła jutro na jaw... Wiesz dobrze jak zareagowałaby Oli.
- Zrobię co w mojej mocy… - odparł Dziki, spuszczając przy tym głowę.
- Wierzę w ciebie Dziki, a teraz może lepiej idź się zdrzemnąć. Przed tobą ciężki dzień - stwierdził lider, klepiąc Dzikiego w ramię.
***
Mimo że Dziki czuł się potwornie zmęczony, nie udało mu się zmrużyć oka na zbyt długo. Jedyną chwilę snu tej nocy okupił długim koszmarem, w którym przedzierał się przez Strefę Głodu. W dodatku uciekając przed niewykształconą wersją Daniela.
Przez cały poranek dręczyły go nawracające burze myśli.
Co stanie się z autobusem po jego odejściu? Jak zareaguje Oli gdy dowie się, że po prostu uciekł? Czy Kuba będzie wstanie ich ochronić albo czy znajdzie strażnika, który zrobi to za niego? Dokąd teraz pójdzie? Jak znajdzie Pierwszego? Czy ten będzie chciał w ogóle zabrać go ze sobą? A jeśli nie, co zrobić dalej? Jak udaje się przetrwać weteranom samotnikom?
Pierwszą rzeczą, która wyrwała go z zamyślenia, były kroki Oli wchodzącej po schodach na piętro busa. Dziki słyszał to charakterystyczne truchtanie tyle razy, że potrafił je rozpoznać bez trudu.
Dziewczyna na pewno przyszła sprawdzić czy już wstał, ten udawał jednak, że dalej twardo śpi. Bał się, że na jej widok nie da rady utrzymać emocji na wodzy. To w końcu jej z całego autobusu będzie mu brakowało najbardziej, była jak jego młodsza siostra i najlepsza przyjaciółka w jednym.
Oli widząc, że Dziki nie zareagował na jej przyjście, zeszła po cichu na dół. Za jakiś czas wróciła jednak ponownie. A potem znowu i znowu.
Po kilku kolejnych próbach zbliżyła się w końcu i łapiąc Dzikiego delikatnie za bark, spróbowała go obudzić. - Wszystko w porządku? Nigdy nie śpisz tak długo po nocnej warcie? – spytała z niepokojem.
- Wszystko ok, byłem po prostu zmęczony - skłamał Dziki, siadając na materacu.
- Powinieneś coś zjeść, odłożyłam ci jajecznicę ze śniadania…- stwierdziła dziewczyna, głaszcząc go jedną ręką po głowie.
- Skąd wzięliście jajka? - spytał, starając się by jego głos zabrzmiał naturalnie.
- To tylko proszek z dodatkiem wody, ale jak bardzo się nie skupiasz nad jego smakiem przypomina trochę prawdziwe jajka. To znaczy teraz pewnie jest dużo gorsze bo zimne, ale i tak powinieneś coś zjeść - stwierdziła dziewczyna, podsuwając Dzikiemu pod nos małą niebieską miskę.
Dziękując za jedzenie, zaczął grzebać widelcem w żółtawej paćce. Po wczorajszej rozmowie z Kubą nie miał ochoty na nic, a już zwłaszcza na jedzenie.
Wiedział, że musi w tym momencie coś powiedzieć. Oli już na pewno zaczęła dostrzegać panującą ciszę. Jeśli zacznie wypytywać o wartę… a Dzikiemu zatnie się głos… dziewczyna natychmiast pozna, że coś jest nie tak. Znała go już zbyt dobrze, a on nigdy nie umiał zachować kamiennej twarzy.
Potrzebował jakiegoś tematu, który odciągnie jej uwagę, najlepiej czegoś co pchnęłoby ją w monolog. W końcu, gdy Oli nabierała już powietrza by coś powiedzieć, spytał wyprzedzając ją o milisekundę. - To co tam słychać u naszych pasażerów? Nie miałem ostatnio głowy by z kimkolwiek porozmawiać…
Dziewczyna wypuściła powietrze i zrobiła zamyśloną minę. Pytanie było idealne, nie było w nim nic niezwykłego ani dziwnego. Dziki często odsypiał w ciągu dnia noce, więc nie zawsze był na bieżąco z tym co dzieje się w autobusie. Oli wielokrotnie streszczała mu już wszystkie wydarzenia, zasłyszane rozmowy i zdania ludzi na różne tematy.
Po chwili przypominania Oli zaczęła opowieść a Dziki słuchał, dalej udając, że je jajecznicę. - Kluczowi ciągle doskwiera ta rana, mam nadzieję, że z czasem mu przejdzie. Wiem, że Green bardzo się stara, ale nie jest przecież nawet lekarzem, a co dopiero chirurgiem… Mam ciągłe obawy, że mógł nie zrobić czegoś dobrze. No i od czasów tej wpadki z Wiewiórem Janek jest na mnie ciągle obrażony, a po części również na ciebie. Dalej uważa, że to wszystko stało się, bo ciągle chcę wszystkim pomagać na siłę. I jeszcze przy okazji wciągam w to ciebie… - mówiąc to, dziewczyna uśmiechnęła się jak psotne dziecko, które właśnie rozbiło szybę.
Dziki spróbował odwzajemnić jej uśmiech, a Oli kontynuowała. - Weronika zaczęła chodzić z Bocianem, to znaczy nie ogłosili tego oficjalnie, ale ciągle siedzą razem. Cały czas słychać jakieś śmiechy i zaczepki. Ja jednak uważam, że ona ciągle gra pod ciebie.Teraz, gdy ty i Dix jakby się rozeszliście, chyba szuka drugiej szansy, próbuje wzbudzić twoją zazdrość - stwierdziła, zerkając na Dzikiego wyzywająco.
Jego brak reakcji musiał być jednak odebrany jako coś dziwnego, bo Oli spytała momentalnie.- Na pewno wszystko w porządku?
-Tak, tak! - odpowiedział szybko Dziki, udając że nabiera duży kawał jajecznicy na widelec.
Oli wpatrywała się w niego jeszcze przez chwilę. - Zwykle strasznie się rumienisz na wspomnienie o „takich” sprawach, albo zaczynasz odwalać coś głupiego. Skąd to zamyślenie? - spytała z niepokojem.
- To tylko zmęczenie, ta warta była ciężka. Dzieje się jeszcze coś ciekawego? – spytał, próbując ponownie odwrócić uwagę od siebie.
- Kuba cię nie zmienił? Wiem, że wychodził w nocy z autobusu… - spytała podejrzliwie dziewczyna.
Słysząc dokąd zmierza rozmowa, Dziki pośpiesznie złapał za widelec i przegryzł kilka kęsów jajecznicy. Po czym udając, że nie słyszał ostatniego pytania wypalił nieco zbyt entuzjastycznie. - Faktycznie niedobre. Z czego oni to zrobili?
Widząc jednak minę Oli, poczuł że przegrał w tym pojedynku. - Dziki, znam cię dostatecznie dobrze… No i najszczerzej mówiąc, nie potrafisz kryć, kiedy coś cię gryzie. Kuba znowu miał do ciebie jakieś pretensje? Nie mów mi, że dalej wyciąga tę sprawę z cegielnią. To było ponad tydzień temu… - stwierdziła, a wyraźne oburzenie narastało w jej głosie.
- Odbyliśmy rozmowę… - stwierdził zdawkowo Dziki. - Myślę, że minie jeszcze trochę czasu zanim całkiem mi daruje.
Oli usiadła na prowizorycznym posłaniu Dzikiego i wlepiając w niego przenikliwie oczy stwierdziła - Od zeszłego tygodnia ciągle chodzi mi po głowie, że Kuba mógłby chcieć się ciebie stąd pozbyć...
W tym momencie Dziki robił wszystko by nie dać nic po sobie poznać. Oczy Oli wpatrywały się w niego jednak tak przenikliwie, jak jeszcze nigdy.
Choć wydawało mu się, że nie drgnęła mu nawet powieka, dziewczyna poderwała się krzycząc -KURWA, NIE WIERZĘ! ON NAPRAWDĘ TO ZROBIŁ!
Dziki był w szoku. Nie tylko dlatego, że po raz pierwszy widział u Oli taką złość, ale był to też pierwszy raz kiedy przeklęła w jego obecności.
- JA MU WYDRAPIĘ OCZY! - wrzasnęła i natychmiast ruszyła w stronę schodów.
Dziki wystrzelił za nią strącając jajecznice na podłogę i nim zdążyła wejść na pierwszy stopień chwycił ją za rękę. - Oli błagam cię, daj mi wyjaśnić…
- Tu nie ma nic do wyjaśniania Dziki, jeżeli w tym autobusie jest o jedna osoba za dużo to na pewno nie jesteś nią ty - warknęła, próbując wyszarpać dłoń z jego uścisku.
- Błagam cię, obiecałem Kubie, że to zostanie między nami… - odparł Dziki, zanim zdążył pomyśleć jak bardzo dolał teraz oliwy do ognia.
Oli uśmiechnęła się sztucznie, nabierając dużo powietrza i po chwili krzyknęła - CO!?
Siła jej głosu zdawała się wypełnić całe piętro, a Dziki poczuł, że właśnie wtopił jak jeszcze chyba nigdy wcześniej.
Oli dyszała ciężko, a Dziki prawie czuł kipiącą w niej złość. Już po chwili przemówiła tak lodowatym i przesyconym jadem głosem, że był niemal pewien iż musiało dojść do opętania.
-Kuba chciał…on chciał… żebyś stąd uciekł… bez pożegnania… bez jakiegokolwiek słowa na do widzenia… chciał cię po prostu wyrzucić jak psa, licząc że wszyscy o tobie zapomnimy… DOBRZE!
- Oli, co ty masz zamiar zrobić? - spytał zupełnie już przerażony Dziki.
- To co powinnam już dawno!
Dziewczyna wyślizgnęła się z jego uścisku i zbiegła po schodach. Ten, czując, że zaraz zaczną się prawdziwe kłopoty, ruszył pędem za nią.
Autobus był już całkiem rozbudzony, jego mieszkańcy wpatrywali się z ciekawością w stronę półpiętra, przyciągnięci krzykami jakie dochodziły z góry.
Jedynie Kuba, który odsypiał nocne spotkanie, leżał zupełnie nieświadom zbliżającego się zagrożenia. Oli bez ceregieli podbiegła do niego i jednym szarpnięciem zrzuciła z siedzenia.
- Co do chole… - Chciał krzyknąć mężczyzna, ale w połowie zdania dostał kopa w brzuch.
- Oli! Co ty wyprawiasz? - zawołał Green, który czytał akurat książkę siedzenie dalej.
- KUBA. CHCIAŁ. WYRZUCIĆ. DZIKIEGO Z AUTOBUSU! - krzyczała, kopiąc wściekle leżącego na ziemi lidera.
Dziki dobiegł odciągając ją, a mężczyzna obdarzył go wyjątkowo nienawistnym spojrzeniem. Podniósł się, ciągle jednak niepewnie zerkając na Oli. - Tak, to prawda…- westchnął, z trudem nabierając powietrze. - I powinienem był zrobić to już dawno. Dzikiemu może i nie brakuje odwagi, ale jest zbyt lekkomyślny, by dłużej wami przewodzić w czasie mojej nieobecności…
- Czyli przez cały czas! - zakpiła Oli.
- Doskonale wiesz, że mam sporo spraw na głowie! - próbował bronić się Kuba.
- No tak, bo ukrywanie się i nieangażowanie zajmuje naprawdę dużo czasu! - warknęła dziewczyna.
W tym momencie to Dziki poczuł, że Oli przesadziła. Motywy Kuby może rzeczywiście nie były krystalicznie czyste, nie można było jednak powiedzieć, że nic nie robił przez cały ten czas. Po samym notatniku, który dostał w prezencie, wiedział że ich liderowi udało się zgromadzić niesamowitą ilość informacji o Nowym Świecie. Zbierał też zapasy, które dostawali nowoprzybyli. Pomagał określać bezpieczną trasę dla autobusu. Fakt, prawie nigdy nie było go na miejscu, ale nie można było absolutnie powiedzieć, że nie robi nic.
- Może trochę za ostro do tego podchodzisz - stwierdził delikatnie Dziki i powoli przysunął się do lidera. - To nie jest tak, że Kuba mnie do czegoś zmusza, ta decyzja… Ona została jakby podjęta wspólnie.
- Jak to wspólnie!? - spytała z niedowierzaniem Oli. - Dziki, nie próbuj go bronić! Ty na pewno tak nie myślisz! - krzyknęła, a łzy nabiegły jej do oczu.
Nieco zaskoczony Kuba podniósł się w końcu z ziemi. Teatralnym gestem objął Dzikiego, jednocześnie ciągle masując brzuch. - Widzisz, Oli… Dziki to dobry chłopak i myśli tylko i wyłącznie o waszym bezpieczeństwie. Zdając sobie sprawę, jak wielu wrogów sobie narobił, po prostu nie chce was dłużej narażać...
- Słuszna decyzja Dziki, naprawdę, takie coś wymaga odwagi - zawołał Smalec, podchodząc z wyciągniętą dłonią, jakby to miał być koniec rozmowy.
Gdy jednak przechodził obok Oli, ta z całej siły rąbnęła mu butem w stopę. Smalec kwicząc jak prawdziwe prosię, runął na ziemię. - Pogięło cię! - zawołał zbulwersowany, ale dziewczyna w ogóle go nie słuchała.
- Dziki, nie możesz odejść - powiedziała, opuszczając głowę. - Nieważne ilu wrogów sobie zrobiłeś! Pomogliśmy razem tak wielu ludziom, tylko dzięki tobie ten autobus stał się symbolem czegoś większego!
- Ten autobus miał przede wszystkim zapewnić wam bezpieczeństwo! - wtrącił Kuba, podchodząc bliżej dziewczyny. – Z Dzikim na pokładzie wszyscy możecie od razu jechać na przystanek w Strefie Głodu. Daniel nigdy mu nie podaruje!
- Daniel nie odważy się zadrzeć z Pierwszym… - wyszeptał niepewnie Korek.
- Co? - spytał Kuba, jakby nie zrozumiał o co chodziło młodzikowi.
- No właśnie… - zawtórowała niepewnie Weronika. - Pierwszy to przyjaciel Dzikiego i teraz wszyscy o tym wiedzą, nikt nie odważy się zadrzeć z legendą Krańcowa.
- Szkoda, że nie byliście ze mną na placu, bo zobaczylibyście jak legenda Krańcowa była zamiatana przez Dix po ziemi - wysyczał Kuba z mściwa satysfakcją.
- Weterani popierają to, co robi Dziki. Nie pozwolą go ruszyć… Przyszli, żeby nam pomóc w Cegielni… - stwierdził Edek.
- Czy wy poszaleliście wszyscy?! - zapytał ironicznie Kuba. - Weterani przyszli bo zmusił ich do tego Wilk! Sami z siebie nie pomogliby nikomu, a już tym bardziej nam! Nasz Szeryf może ma dług wobec Dzikiego, ale teraz jest już na stałe wyłączony z gry…
- Kuba ma rację! Wiele zawdzięczamy Dzikiemu, ale jego obecność jest w tym momencie dla nas zbyt niebezpieczna - zawołał Bocian.
W tym momencie Dziki zauważył jak dłoń Weroniki wyślizgnęła się z jego ręki.
- Posłuchajcie, to nie jest żadne głosowanie! - zawołał Kuba.- Decyzja została już podjęta, Dziki odchodzi.
W tym momencie cały autobus zdążył już zbiec się na tył, łącznie z Jankiem, który musiał w międzyczasie zaparkować. Oli nie miała jednak zamiaru odpuszczać i stając naprzeciw Kuby wykrzyczała - Niby dlaczego?! Bo TY tak zadecydowałeś? Zapomniałeś już, że autobus to nie tylko TY? Tak właściwie, ten autobus to już jest od dawna wszystko inne tylko nie TY! Dlaczego więc nie zagłosujemy? Kto jest za tym by to Dziki został nowym liderem!
W tym momencie przez chwilę zapanowała cisza. Kuba po tym co usłyszał, był w takim szoku, że nie był wstanie wypowiedzieć słowa. Jednak już po chwili część mieszkańców zawiwatowała radośnie.
Z panującego amoku pierwszy wyłamał się Dziki.- Cisza! Cisza! Dajcie mi coś powiedzieć - zawołał, przekrzykując ostatnie głosy.
Ludzie wpatrzyli się w niego z minami, jakby miał teraz zacząć przemowę po objęciu władzy.
Jedynie Kuba zerkał na niego badawczo, zapewne analizując co może powiedzieć. Dziki wziął głęboki oddech i zaczął spokojnie.- Posłuchajcie, jest jeden ważny powód, dla którego nie mogę dłużej z wami jeździć. I nie chodzi tutaj wcale o lekkomyślność, czy fakt że naraziłem się Danielowi. Myślę nawet, że on ma swoje problemy i po rozmowie z nim jakoś ciężko przyjąć mi go za wroga… Mojego wroga… Jest inna historia, historia której pewnie w większości nie znacie, albo niektórzy z was mogli usłyszeć pewne pogłoski. Historia o najgorszej rzeczy, którą zrobiłem...
Mieszkańcy autobusu zgromadzili się, obserwując Dzikiego niepewnie. Ten przełknął nerwowo ślinę, już od bardzo dawna nie wspominał tej czarnej karty swojego życia. Najbardziej żałował, że właśnie teraz musiał to odkryć i to wśród wszystkich, na których mu zależało. Najbardziej bał się tego co pomyśli Oli, ale był to teraz jedyny sposób by zdusić ten nagły zryw. - Tydzień po moim przybyciu, gdy opuściłem autobus i Mike próbował wciągnąć mnie do Wspólnoty, musiałem najpierw spełnić szereg warunków. Jednym z nich było zdobycie broni… Broni, którą zyskałem, sprzedając Siwemu człowieka...
Kilka osób westchnęło z niedowierzaniem. Weronika szepnęła coś co brzmiało jak Dziki nie…
- Wszyscy popełnialiśmy błędy - zaczęła go usprawiedliwiać Oli, ale nawet jej zapał nieco przygasł.
Dziki postanowił w tym momencie iść za ciosem. - Ten chłopak, którego sprzedałem, Michał Modrzew, zdołał uciec Siwemu. Po tych wszystkich torturach, jakie musiał tam zaznać, zapragnął tylko jednego…zemsty na mnie. Najgorsze jest to, że Modrzew posługuje się błędami. Zna się na nich naprawdę dobrze. A ja zdaję sobie sprawę, że nie mogę się równać z kimś kto się nimi posługuje!
Cisza, jaka zapanowała w autobusie po jego słowach, była niezwykle przytłaczająca. Entuzjazm, który wybuchł w chwili gdy Oli zaproponowała by Dziki został nowym liderem, umarł momentalnie. Wszyscy wpatrywali się w niego, jakby był kimś chorym albo trędowatym. Jedynie Kuba wydawał się być zadowolony. Przez chwilę na jego twarzy tuż pod gęstą brodą, pojawił się grymas przypominający powstrzymywany ze wszystkich sił uśmiech.
Dziki czuł, że to już koniec jego podróży w autobusie. Pocieszało go jedynie, że będzie miał okazję się pożegnać. Nie ułożył sobie jednak wcześniej niczego, co mógłby przekazać. Miał w końcu zniknąć ukradkiem. Nie było więc sensu przygotowywać wcześniej mowy na do widzenia.
Teraz, gdy próbował coś sklecić, stojąc pośród tych wszystkich wpatrujących się w niego ludzi, miał w głowie prawdziwą pustkę.
Tylko się nie rozklej - pomyślał. - Nie teraz, gdy wszyscy patrzą na Ciebie.
- Nie wolno ci! - zawołała nagle Oli. - Nie wolno ci nawet myśleć, że mógłbyś nas zostawić!
- Oli przestań! - krzyknął Kuba, ale dziewczyna ignorując go ze łzami w oczach wparowała prosto w Dzikiego.
Z twarzą wbitą w jego klatkę piersiową zaczęła szlochać i bić go pięściami. - Przez całe moje życie nie spotkałam nikogo takiego jak ty, nieważne czy był to stary czy nowy świat. Nigdy nie spotkałam nikogo tak dobrego… Mówiłam ci, powtarzałam… nie da się pomagać ludziom nie narażając samego siebie. Jeżeli ten autobus miałby wrócić do tego bezcelowego krążenia, trwania wyłącznie dla własnego dobra… TO DLA MNIE MOŻE WCALE NIE ISTNIEĆ! - wykrzyczała na koniec.
W tym momencie z tłumu wyłonił się Green. - Oli ma trochę racji. Gdy nocowaliśmy we Wspólnocie, wszyscy ciągle patrzyli się na nas jak na tchórzliwe szumowiny. Szeptali o nas straszne rzeczy. Gdy Dziki zdecydował się pomóc Wilkowi, ludzie nabrali do nas szacunku…
- No i Dziki zawsze nas bronił - dodał Edek. - Żaden z naszych strażników nie rzucał się do walki z taką zaciekłością jak on.
- A wtedy, gdy w szkole zaskoczył nas Delimer, Dziki przez cały czas go odciągał - pisnęła Laura.
- NIEWAŻNE CO DZIKI ZROBIŁ PRZED PRZYJŚCIEM DO AUTOBUSU. JEŻELI ON ODCHODZI Z AUTOBUSU, TO JA TEŻ! - zawył Korek.
Dziki spojrzał przerażony, miał już zamiar zganić chłopaka, gdy nagle Oli spojrzała na niego, odrywając się spod jego piersi. - Ja też!- wykrzyknęła.
- No to i ja! - stwierdził Green.
- To jest OBŁĘD! Uspokójcie się wszyscy - krzyknął Kuba, który nie mógł powstrzymać paniki w swoim głosie. - Dokąd macie zamiar iść? Żadne z was nie żyło poza autobusem, wy nie wiecie jak tam jest...
- Razem z Dzikim jakoś sobie poradzimy! - stwierdził pewnie Edek, stając obok drzwi.
Kuba wyglądał już na naprawdę przerażonego. Co prawda odejście Edka, a zwłaszcza Korka mogło by być mu nawet na rękę, ale nie Greena, który był ich lekarzem. No i co najważniejsze Oli, przez którą, bądź co bądź, mężczyzna ciągnął ten cyrk. Jego oczy błądziły pomiędzy postaciami, a twarz zdradzała sporą niepewność.
- Uspokójcie się wszyscy! - krzyknął w końcu Dziki. - Nie mogę zabrać żadnego z was, na obecną chwilę nie jestem w stanie zagwarantować wam bezpieczeństwa, a nie mam zamiaru mieć waszej krwi na rękach.
Miał nadzieję, że to ostudzi nieco buntowniczy zryw, ale Oli spojrzała na niego z wyzywającą miną. - Ty podjąłeś decyzję o odejściu a my o tym, że idziemy z tobą. Jeżeli chcesz, żebyśmy zostali w Autobusie, ty też musisz zostać!
Wszyscy deklarujący odejście przytaknęli jednocześnie. Wtedy do rozmowy włączył się dotychczas milczący Janek. - Posłuchajcie mnie przez chwilę. Podejmujecie wszyscy za dużo decyzji pod wpływem emocji. Decyzji, których możecie potem bardzo żałować. Daliście jasno do zrozumienia, że Dziki podoba wam się w roli strażnika autobusu, ale to nie jest tak, że ktoś go zmusza do odejścia. Na pewno nikt nie mógłbyby go zmusić w tym momencie. To wciąż jest jego, i tylko i wyłącznie jego decyzja. Nie obraź się Kuba, ale jakoś nie wyobrażam sobie, żebyś stoczył tutaj walkę z Dzikim, gdyby ten nie życzył sobie odejść. Dlaczego po prostu nie uszanujecie jego decyzji?
- BO TO GŁUPIA DECYZJA! - wtrąciła natychmiast Oli.
Janek westchnął ciężko, zbliżając się do Dzikiego. - Wiecie dobrze, że nie zawsze dogadywałem się z Dzikim, ale lubię go bardziej niż któregokolwiek z poprzednich strażników, nie licząc Brisa. Sam też wolałbym, żeby został. Uważam, że dużo się nauczył, że wyciągnął już wnioski z błędów, które popełnił… Nie chciałbym powierzać się w tym momencie pod opiekę nikogo obcego. Cały czas podkreślam, że Dziki robi to dobrowolnie dla naszego dobra. Nie chce żeby dosięgnęła nas rykoszetem czyjakolwiek zemsta…
Oli słysząc to, wyglądała jakby miała wybuchnąć i to, co powiedziała, rzeczywiście było niczym wybuch.
- Szkoda, że nasz obecny Lider nie zdecydował się odejść zanim „Odrodzenie” powiązało go z nami i zemściło się rykoszetem na Brisie!
- Oli…- wyszeptał Kuba, głosem tak zrezygnowanym jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Nie - powiedziała twardo dziewczyna. - Mam już dość tego teatrzyku. Prawda jest taka, że nasza neutralność to mrzonka. Naraziłeś się nie tylko Odrodzonym, Danielowi też podpadłeś kiedy zostawiłeś jego i Pierwszego w zakładach chemicznych. Różnica jest taka, że przez cały okres twojego dowodzenia, nikt nie miał szacunku do tego co robimy. Wszyscy uważali nas za pasożytów, którzy jeszcze wciskają problemy innym. Od kiedy Dziki jest z nami, autobus to zupełnie inne miejsce, takie jakim powinno być od początku. Wolę zaryzykować zemstę Daniela, Modrzewa czy kogokolwiek innego z Dzikim, niż przez resztę życia ukrywać się z Tobą!
- Oli ma rację, Daniel i tak nas nienawidzi. W tym wypadku wolę mieć przy sobie Dzikiego niż następnego tchórza - zawołał Green, spoglądając na Kubę.
- My też wolałybyśmy, żeby Dziki został… - wyszeptała niepewnie Beti.
- Nie masz wyjścia Dziki. Musisz zostać… - podsumował Edek.
Oli odwróciła się w jego stronę, jej oczy patrzyły błagalnie prawie ocierając mu się o duszę.
Wiedział, że tak naprawdę chce zostać. Przecież miał zamiar odejść tylko dla ich dobra, ale oni byli gotowi zaryzykować ze względu na niego. Jak mógłby ich teraz zostawić. - Dobrze, zostanę…- westchnął.
W całym autobusie zagrzmiało radosne wołanie, udzieliło się nawet tym, którzy nie byli przekonani. Jedynie Smalec, Kuba i Bocian usiedli nadąsani, łypiąc w stronę wiwatujących. - Więc ja też zostanę - warknął niespodziewanie lider autobusu.
Na to kilka osób zawołało Co?
- Koniec moich samotnych podróży, nie zostawię was tylko i wyłącznie pod opieką Dzikiego. Z moim doświadczeniem może uda nam się nie zginąć w przeciągu tygodnia… - warknął jeszcze raz Kuba.
Rozradowana Oli stwierdziła pewnie. - Wiedziałam, że zrozumiesz jaką głupotę robisz…
Dziki nie mógł nie zauważyć jak Kuba momentalnie zmarkotniał. Sam nie mógł powstrzymać się od uśmiechu, przecież tak w głębi siebie wcale nie chciał odchodzić. Ten autobus to był jego dom. Prawdziwszy niż ten w Starym Świecie. Ci wszyscy ludzie, którzy go tutaj otaczali, byli jego rodziną.
Bał się o przyszłość i nie mógł tego ukrywać, ale teraz nie miało to znaczenia. Uczucie ulgi rozlało się po nim, poczuł jak jakiś ogromny ciężar schodzi z jego barków.
Wiedział, że wziął na siebie ogromną odpowiedzialność. Musiał teraz uważać bardziej niż kiedykolwiek, ale ci ludzie, ten autobus… To był jego nowy dom, dom którego nie chciał opuszczać i o którego chciał walczyć ze wszystkich sił.

I co dalej panie autorze?
Ale Dziki to parówa. Chciał odejść cichaczem i zostawić wytłumaczenie wszystkiego Kubie a ten cwaniaczek by pewnie wcisnął pasażerom swoją wersję wydarzeń. Niemądrze, oj niemądrze. Na (nie)szczęście Dzikusek został i co ciekawe Pan Tchórz także, więc konflikt będzie kontynuowany.