top of page

Opowieści z Martwego Świata - Historia Pierwszego VI

Pierwszy obudził się z krzykiem. Jego twarz zlana była potem, a serce waliło tak mocno, że praktycznie czuł je pod skórą. – Nie wierzę... Znowu śnią mi się koszmary... – pomyślał, próbując się uspokoić.

Opierając czoło o wciąż roztrzęsione ręce, zaczął się zastanawiać, kiedy po raz ostatni miał tak przykry sen. Śledząc w pamięci ostatnie miesiące, kojarzył różne dziwactwa, jakie przychodziły mu do głowy nocami, ale nic co tak mocno by go przeraziło.

Skupiony na przetrwaniu i walce z potworami, trzymał swoją podświadomość w ryzach tak dobrze, jak nigdy nie udawało mu się to w świecie przed Błyskiem. Może dlatego ostatni koszmar, jaki pamiętał, pochodził jeszcze z normalnej rzeczywistości.

– Cholerny świat…- westchnął, podnosząc się z łóżka.

Znał się dostatecznie dobrze, by mieć pewność, że drugi raz nie uda mu się już dzisiaj zasnąć. Przez całe swoje życie zmagał się nie tylko z nocnymi marami i depresją, ale również z powracającą bezsennością. O ile te pierwsze praktycznie zniknęły w Nowym Świecie, o tyle trudności z zasypianiem nigdy nie ustępowały.

Przechodząc na pamięć przez ciemny pokój, złapał za latarkę z komody i w jej świetle ruszył w stronę kuchni. Gdy był już w połowie korytarza, zatrzymał się zdenerwowany. W tym momencie uświadomił sobie, że jest w samej bieliźnie, a w kuchni przecież siedzi Agnieszka. Pomimo tego, że kobieta była przemieniona w potwora, nie chciał, by oglądała go w negliżu. Wrócił więc do sypialni i przebrał się w czarny kombinezon, który nosił zwykle pod policyjnym opancerzeniem. Dopiero tak ubrany zdecydował się jej pokazać.

Gdy stanął przed samą kuchnią, zaniepokoiła go cisza dochodząca z pomieszczenia. Od kiedy tylko przyciągnął Agnieszkę do swojej kryjówki, kobieta szarpała się, próbując wydostać z więzów albo wykrzykiwała przekleństwa skierowane w jego stronę. Pierwszego przeszła teraz przerażająca myśl, że kobieta mogła się uwolnić.

Z latarką wzniesioną niczym pałkę, wparował do kuchni, ale niewykształcona siedziała na swoim miejscu. Z tą różnicą, że popadła w jakiś dziwny rodzaj letargu.

Całkiem sztywna wpatrywała się w stojące przed nią szafki i nie zareagowała nawet na snop światła, który oświetlił jej twarz.

Pierwszy podszedł powoli do przemienionej kobiety i pomachał jej ręką przed oczami, ale ta wciąż się nie poruszyła.

– Co się z tobą stało? – spytał retorycznie mężczyzna, obserwując nieruchomą postać.

Po chwili zrezygnowany podszedł do kuchni gazowej i wstawił wodę na kawę. Obserwując błękitny płomień ogrzewający czajnik, zaczął zastanawiać się nad całą sytuacją związaną z obecną rzeczywistością. Do tej pory nieszczególnie zależało mu na odkryciu, dlaczego to wszystko, co go otaczało, w ogóle się dzieje. Z jakiegoś powodu w tym dziwnym pokręconym świecie, odnajdywał się znacznie lepiej niż w dawnej rzeczywistości. Na samą myśl, że stary porządek mógłby jakimś cudem powrócić, skurcz chwytał go za żołądek. Nie mniej ze względu na to dziwne poczucie obowiązku, jakie miał wobec Agnieszki, musiał, chociaż spróbować uchylić rąbka tajemnicy tego świata.

Odwracając się w stronę przemienionej kobiety, popatrzył w jej martwe niemal czarne oczy i twarz pozbawioną wyrazu.

''Czyżby potwory sypiały'' - Tego nie mógł być pewien. Nigdy nie natknął się na żadnego w tym stanie, ale może było to związane z miejscem, w którym przebywały? A może z gatunkiem? Sama przemiana Agnieszki była przecież czymś zupełnie nowym.

Pierwszy spotykał co prawda istoty nieodróżniające się fizycznie od ludzi, ale z żadnym z nich nie był w stanie nawiązać logicznej rozmowy. Tymczasem Agnieszka nie tylko go rozpoznawała, ale zdawała się być częściowo świadoma. Jedyne co oprócz oczu odróżniało ją od człowieka, była ta chorobliwa żądzą mordu, którą przejawiali wszyscy niewpełniwykształceni. W tym momencie ta teoria o eksperymentach wojskowych i tworzeniu broni którą przedstawił Drugi, wydała się mu jakoś dziwnie prawdopodobna.

Gdy pół przytomny mężczyzna zalewał sobie kubek z kawą, doszło do niego, że za kilka godzin będzie musiał spotkać się z grupą Drugiego. W tym momencie ponownie, poczuł w żołądku skurcz. W dawnym świecie potrafił jako – tako dogadywać się z ludźmi w pracy, ale od dawna odwykł już od większego towarzystwa. Teraz po tak długim czasie, miał stanąć przed tyloma nowymi twarzami. Ta wizja niepokoiła go znacznie bardziej niż to, że gdy spał w jego domu przebywał związany potwór.

Nagle w Pierwszego uderzyła kolejna rzecz. A jeżeli będę znał któregoś z tych ludzi? Krańcowo nie było aż tak dużym miastem. Ryzyko, że ktoś z grupy Drugiego był członkiem jego rodziny albo znajomym z pracy, było naprawdę duże. Co w takim wypadku? Znajomego z pracy mógłby jeszcze zignorować, ale członka rodziny? Przez chwilę zmarszczył czoło, próbując sobie przypomnieć imiona, które podał Drugi. Kuba? - Czy miał w rodzinie jakiegoś Kubę? - Kto tam był jeszcze? Mężczyzna pociągnął łyk kawy. Musiał wymyślić jakiś sposób by nie ujawnić kim jest, zanim nie upewni się, że wśród tej grupy nie będzie ludzi, wobec których mógł mieć jakiekolwiek zobowiązania.

Pomyślał, że skoro i tak nosił pancerny strój, mógłby dołożyć do niego kominiarkę i pewnie zbytnio nie rzucałoby się to w oczy… Tylko co z głosem? Jego charakterystyczny chrapliwy kwęk, bez trudu rozpoznałby każdy, kto z nim kiedykolwiek rozmawiał. Nagle mężczyznę olśniło.

Oświetlając sobie drogę latarką, przeszedł, do pokoju którego używał jako składzika. Przeglądając zgromadzone w nim pudła, odnalazł to z napisem ''ciekawostki'' i zaczął przerzucać zawartość. Wśród zapalniczek zippo, fikuśnych noży do rzucania, ekranów z przesypującym się piaskiem, odnalazł czarną maskę gazową z kolorowymi bordowymi szkłami.

Pierwszy przyjrzał się jej przez chwilę, po czym zaciągnął ją na twarz. Maska wydawała się wręcz idealnym rozwiązaniem. Nie dość, że zaburzała całkowicie kształt jego głowy, to jeszcze głos zmieniony przez pochłaniacze był zupełnie nie do poznania. - Teraz tylko przetrwać do rana… - powiedział, wracając do kuchni z resztką kawy w dłoni.

***

Przez resztę nocy Pierwszy nie zmrużył oka. Za to w ciągu godziny od swojego wstania, zyskał dość hałaśliwe towarzystwo. Agnieszka ocknęła się w końcu i zaczęła z powrotem rzucać na krześle jakby miała nadzieję, że w końcu się uwolni. Gdyby nie to, że mężczyzna powzmacniał jej siedzisko stalowymi profilami, prawdopodobnie przemieniona kobieta już dawno by je rozerwała.

Wyłapując moment w którym Agnieszka nieco się uspokoiła, Pierwszy spróbował nawiązać z nią rozmowę, ale ta z początku odpowiadała mu tylko groźbami i bluźnierstwami. Dopiero nad ranem, istota najwidoczniej zmęczyła się ciągłą szarpaniną i w końcu mógł się z nią porozumieć, na w miarę sensownym poziomie. Wykorzystując okazję, spróbował wybadać jak najwięcej o jej obecnym stanie.

W trakcie trwającego prawie trzy godziny wywiadu, pełnego gwałtownych wybuchów agresji, Pierwszy stwierdził kilka rzeczy:

- Agnieszka była świadoma jego obecności oraz tego, że znajduje się w nieznanym sobie miejscu.

- Nie miała pojęcia, że coś dziwnego stało się w mieście i nie pamiętała światła oraz błysku.

- Nie potrafiła lub nie chciała odpowiedzieć na pytanie gdzie pojawiła się w świecie.

- Posiadała większość dawnej pamięci i bez trudu wyłapywała kłamstwo, gdy Pierwszy wplatał jakiś nieprawdziwy wątek opisując ich stare sesje.

- Z jakiegoś powodu nie była w stanie zapamiętywać nowych rzeczy. Gdy opowiedział jej coś co działo się w obecnym świecie i za jakiś czas powrócił do tego wątku, kobieta w ogóle tego nie kojarzyła.

- Pałała wręcz irracjonalną nienawiścią do jego osoby, którą tłumaczyła, posiadaniem ‘’czegoś czego nie może znieść”.

- Odmawiała przyjmowania jedzenia i pica.

- Praktycznie nie zwracała uwagi na ból.

Gdy dzień nastał już w pełni, Pierwszy zakończył swoje pseudo-badania i zaczął szykować się do spotkania z Drugim i jego kompanami. Ponieważ broń i sprzęt leżały przygotowane w radiowozie, umył się tylko szybko w ten sam sposób co zawsze, przygotował sobie śniadanie i po skończonej kolejnej kawie, wyjechał z domu.

W trakcie drogi do hotelu zaczął go dręczyć jakiś dziwny niepokój. – Nie wierzę… nagle nabrałem lęku przed ludźmi? – warknął zirytowany, gdy zobaczył, że ręce na kierownicy trzęsą mu się jak oszalałe. – Może to tylko kawa…- stwierdził z nadzieją, ale w tym momencie dostał też skurczu żołądka.

Zatrzymując na chwilę radiowóz, popatrzył na siebie w lusterku wstecznym. – Ci ludzie nie muszą być tacy jak Drugi. Nie możesz im pokazać nawet odrobiny słabości, bo zamiast walczyć o H- market wybiorą walkę z tobą o twoje zapasy – przekonywał się w myślach. – Jeśli jesteś słaby, wyglądaj na takiego potwora, którego nikt nie odważy się tknąć…- wyszeptał, przyglądając się swojej twarzy.

Po chwili sięgnął po czarną maskę i zaciągnął ją na głowę. Zapiął też hełm, chociaż nie spodziewał się walki z niewykształconymi. W tym kompletnym stroju, sam musiał przyznać, że wygląda na kogoś z kim nie chcę się zadzierać. – Jazda…- syknął i docisnął pedał gazu.

W przeciągu kilku minut pojawił się przed wejściem do hotelu. Krótkim sygnałem z policyjnej syreny dał do zrozumienia, że czeka. Stając obok swojego pojazdu skrzyżował ręce na piersi i zamarł w oczekiwaniu.

Nie minęła nawet chwila, nim za szybą recepcji dostrzegł jakiś ruch. Drugi otworzył raźno drzwi wejściowe, a tuż za nim pokazała się grupa ludzi. Pierwszy przebiegł po nich wzrokiem. Żadnego z nich nie znał, co już przyniosło mu dużą ulgę, a gdy zobaczył, że wychodzący zamarli, przyglądając mu się z lękiem, uspokoił się jeszcze bardziej.

Drugi podszedł do niego, zostawiając swoich zszokowanych kompanów z tyłu. Wyciągając rękę, stwierdził zawadiacko. – Naprawdę potrafisz zrobić piorunujące pierwsze wrażenie… Po co ta maska? – spytał natychmiast, gdy ściskali sobie dłonie.

- Stwierdziłem, że pasuje do reszty stroju…- skłamał Pierwszy, a Drugi zaśmiał się.

- Tylko ty potrafiłbyś się męczyć z takiego powodu…- stwierdził i zachęcając pozostałych machnięciem ręki, zawołał – no chodźcie, przywitajcie się! Pierwszy może i gryzie, ale sam sobie założył kaganiec...

Stojąca z tyłu grupa nie wyglądała na zbyt chętną do wymiany uprzejmości. To jakoś szczególnie nie przeszkadzało Pierwszemu, ale Drugi popatrzył na nich wyraźnie zawiedziony. Skupiając w końcu wzrok na stojącym wśród nich mężczyźnie, o długich czarnych włosach i równie czarnej brodzie, poruszył sugestywnie brwiami. Ten najwidoczniej rozumiejąc, te milczącą reprymendę odłączył się od swoich kompanów i stanął przed nimi z wyciągniętą ręką. – Trzeci! - przedstawił się pseudonimem. - Ale jak będziesz mówił Kuba, też się nie pogniewam – stwierdził brodacz, gdy Pierwszy uścisnął mu dłoń. – Drugi dużo o tobie opowiadał... No i oczywiście wszyscy jesteśmy ogromnie wdzięczni, za pomoc jakiej jemu i przy okazji nam udzielałeś.

Pierwszy skinął głową, a Drugi wymownym gestem dłoni dał do zrozumienia kolejnym kompanom, że to powitanie ich nie minie. Nagle z tłumu wybiegła wysoka rudowłosa dziewczyna z masą piegów na twarzy. Jej mina zdradzała, że jest dużo bardziej zawstydzona niż przestraszona. Stając przed Pierwszym przebiegła wzrokiem po jego stroju i uradowana wyciągnęła w końcu rękę. – Jestem Siódma! – zawołała.

- Twoja wielka fanka…- wtrącił się Drugi, łapiąc nagle dziewczynę za ramiona. – Nawet nie wiesz jak mnie codziennie męczyła, żebym opowiedział jej trochę z twoich przygód…

Dziewczyna zrobiła się w tym momencie czerwona jak cegła, prawie zlewając kolorem ze swoimi włosami. Natychmiast odwróciła się uderzając pięścią w tors Drugiego. – Jak śmiesz psuć mi pierwsze wrażenie! – krzyknęła i kopnęła mężczyznę w piszczel, przez co ten zachwiał się podskakując na jednej nodze.

Po chwili wciąż czerwona odwróciła się do Pierwszego. – Chciałam tylko powiedzieć, że jestem pod wielkim wrażeniem i…

- ...Ja nie miewam przygód – przerwał jej Pierwszy oschłym głosem. – Nie jestem bohaterem serialu ani komiksu...

Dziewczyna wyglądała na zszokowaną, ale nie miała zamiaru dać tak po prostu zabić swoich wyobrażeń. – Przecież ty pokonałeś Dziada, zdobyłeś bazę wojskową, żyjesz w tym świecie jak z horroru najdłużej ze wszystkich…

Pierwszy pokręcił głową. – Dziad zaatakował mnie, ja tylko się broniłem. Gdy mi się udaje, unikam walk z niewykształconymi, jak tylko mogę, a zdobycie bazy wojskowej było moją największą pomyłką... Przez która o mało nie straciłem życia.

Siódma otwierała już usta by zaprotestować, ale Drugi odciągnął ją do tyłu. – Mała inni też czekają, żeby się przywitać.

Chociaż nikt nie mógł tego zobaczyć, to Pierwszy wzniósł w tym momencie oczy do góry pełen irytacji. Miał im tylko pokazać, jak używa się broni, a nie robić za celebrytę. Do tego, jak stwierdził, patrząc po twarzach pozostałych, dość niemile widzianego celebrytę.

Przez dłuższą chwilę nikt więcej nie miał ochoty na grzeczności, aż w końcu Drugi musiał po raz kolejny zareagować. – No przestańcie zachowywać się jak dzieci! Czwarty, Piąta! Chodźcie!

Wysoki blondyn o dość mizernej twarzy i czarnowłosa dziewczyna zbliżyli się, ściskając w trakcie drogi za ręce.

- Jestem Kamil – powiedział mężczyzna, po chwili wskazując na swoją towarzyszkę. – A to Dominika. Pojawiliśmy się razem, więc te nasze numery są trochę na przymus…

Pierwszy przypomniał sobie, że dziewczyna miała tą samą nieprzyjemność spotkać kogoś bliskiego przemienionego w potwora. – Mieliście w tym trochę szczęścia...

- No tak - potwierdził Kamil. – No ale z tego co mówił Drugi, ty byłeś tu sam bardzo długo. Jestem pełen podziwu, że sobie poradziłeś. No i że jednak dalej wolisz być samemu…

Z jakiegoś powodu, ostanie zdanie chłopaka podchodziło Pierwszemu kpiną, dlatego podkreślił. - Niektórzy mówią, że jestem dziwny... ale dla mnie dziwakami są ci, którzy ufają bezgranicznie obcym- podkreślił zjadliwie, a chłopak popatrzył na niego niepewnie.

Drugi widząc to doskoczył do Pierwszego i poklepał go plecach. – On ma ciężkie poczucie humoru, ale przyzwyczaicie się…

- Nie muszą…- powiedział Pierwszy. – Prawdopodobnie więcej się nie spotkamy, więc nie ma potrzeby, żebyś próbował przedstawić mnie w jakimkolwiek dobrym świetle. Zdobywamy razem H- market, wy bierzecie zapasy, ja mam utorowaną drogę. To jest prosty układ, nie musimy się do niego szczególnie socjalizować.

Słysząc to zgromadzeni spojrzeli na siebie zmieszani, a Drugi pokręcił głową. – Dajmy sobie wszyscy szanse dobrze? – spytał spoglądając to na Pierwszego to na swoich kompanów. – Słuchaj podchodzą do ciebie z dystansem bo cię nie znają, a jednak większość ludzi odbiera odludków za trochę dziwnych...No ale nie wszyscy. Siódma na przykład patrzy na ciebie jakby chciała zedrzeć ten strój...

Dziewczyna wybiegła z krzykiem, próbując po raz kolejny kopnąć Drugiego w piszczel.

Widząc to Pierwszy pokręcił głową. – Dlaczego wy się tak zachowujecie? – spytał oschle. – Myślicie, że to zabawa? Żyjecie w mieście pełnym potworów, które chcą was zabić, a biegacie tu sobie i wygłupiacie się jak na wycieczce szkolnej.

Drugi zatrzymał się, przyjmując kopnięcie na nogę i popatrzył na Pierwszego ironicznie. – EHM – odkaszlnął sztucznie. – Tort!

- Co? – spytał Pierwszy, zerkając na mężczyznę.

- Powiedziałem ‘’EHM, TORT’’ – odparł Drugi.

Pierwszy pokręcił głową. – Jaki znowu tort?

Drugi stając przed nim wypalił. – Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, zbierałeś sobie składniki na tort. Rozumiem, że można mieć taką zachciankę, chęć odsapnięcia czasem od jedzenia z puszki, ale TY zabrałeś do niego świeczki…

- No i? – spytał Pierwszy.

- Nie udawaj więc ascety któremu zależy tylko na przetrwaniu. Wszyscy jesteśmy ludźmi i chociaż żyjemy w małym piekle to czasem chcemy o nim zapomnieć, a najlepszą drogą do tego są właśnie takie małe wygłupy – wyjaśnił Drugi. – Gdybyśmy mieli tutaj żyć w wiecznym cierpieniu, to po co żyć?

W tym momencie Pierwszego zamurowało. Czy przecież nie zachowywał się dokładnie w ten sam sposób? Dvd i telewizor podczepione do agregatu, stosy książek, wieczorki pokerowe z Drugim. To nie było nic niezbędnego do przeżycia. Po prostu zależało mu by wypaść przed tymi ludźmi poważnie i groźnie. Nie mniej wzdychając ciężko stwierdził. - Masz trochę racji…

Drugi wyraźnie zadowolony ze swojego małego zwycięstwa, przywołał pozostałych. Kolejny przywitał się Łukasz - Szósty, szczupły chłopak o kręconych włosach i dość młodej aparycji. Potem rękę Pierwszego uścisnął Dec – Ósmy. Z wyglądu typowy fan szybkich samochodów, jasnowłosych piękności i legalizacji. Na końcu przyszedł Dziewiąty, krótkowłosy rudzielec tak postawny, że Pierwszy równał się z nim tylko dzięki pancernemu strojowi.

Po tych wszystkich uściskach grupa ponownie stłoczyła się za Drugim.

Ten uśmiechnął się i spoglądając na Pierwszego stwierdził – no to czekamy mistrzu, ucz nas…

Pierwszy słysząc to odetchnął ciężko i ściągnął maskę. W tym momencie stało się coś co go przeraziło, ludzie popatrzyli na niego wyraźnie rozczarowani. Coś było nie tak? Jego twarz? Nie spał większość nocy więc może wyglądał okropnie? A może na słabego? Musiał teraz udowodnić, że to tylko pozory. – Posłuchajcie - zaczął oschłym i surowym głosem. – Jestem tylko strzelcem samoukiem, ale najwidoczniej miałem do tego jakiś talent. No i strzelałem w tym świecie naprawdę dużo. Jeżeli Drugi streszczał wam co tu robiłem, to wiecie też pewnie, że zabiłem Dziada… ale on był tylko jeden. Przed H- Marketem jest ich co najmniej troje, a nasz cel to nie zakraść się do środka pod ich nosem. Mamy oczyścić drogę do sklepu, by stał się bazą zaopatrzeniową na waszą podróż i moją przyszłość – wyjaśnił Pierwszy. – Zdobyłem trochę ciężkiej broni, ale amunicji mam już nie wiele. Nawet nie tyle by każdy z was mógł zaznajomić się z obsługą. Dwa trzy strzały na próbę, żebyście mogli poczuć jak kopie broń i reszta to szkolenie na sucho. Dlatego potrzebny jest nam dobry plan, który zminimalizuje ryzyko. Miałem nawet taką myśl, ale przedstawię ją wam gdy już się trochę ogarniecie. Na razie druga sprawa, ubranie…

Pierwszy odsunął boczne drzwi samochodu, który wypchany był pancerzami. – To stroje prewencyjne. Są ciężkie, niewygodne i ratują życie... Rozmiar pancerzy jest teoretycznie uniwersalny, ale od szczuplejszych i tak mogą odstawać. To nieważne... Musicie przyzwyczaić się do chodzenia w nich, dlatego najlepiej załóżcie je od razu.

Niepewna grupa zachęcona przez Drugiego ruszyła w kierunku radiowozu i w ślamazarnym tempie zaczęła przywdziewać kombinezony. Tylko Drugi wydawał się naprawdę zadowolony z całej sytuacji. Mężczyzna błyskawicznie uporał się z założeniem stroju i stanął obok Pierwszego szepcząc zadowolony. - Teraz wyglądamy jak bracia...

Pierwszy spojrzał na niego beznamiętnie. - Jestem niski, ty wysoki. Jestem krępy, ty szczupły. Mam ciemne włosy, a ty jasne... Do tego ja mam dobry wzrok, a ty musisz być całkiem ślepy jeśli widzisz między nami jakiekolwiek podobieństwo...

Drugi popatrzył przez chwilę niepewnie, aż nagle wybuchnął. – ŻART! Pan wybrałem sobie nagrobek za życia powiedział żart! Co prawda kiepski, ale... - Mężczyzna przerwał widząc, że Siódma zbliża się na wpół przebrana razem z wyraźnie niezadowolonym Czwartym. - Co jest Kamil? - spytał natychmiast.

- Wytłumacz jej, żeby to ściągnęła! Przecież ona z nami nie pojedzie! - wybuchnął Czwarty, a Siódma i Drugi spytali jednocześnie. - Jak to nie pojedzie?

Kamil słysząc pytanie popatrzył zszokowany. - No przecież chyba nie chcesz narażać dziewczyn! To oczywiste, że Dominika i Sara zostają...

- Nie jesteś moją matką Czwarty! - zawołała dziewczyna. - Możesz sobie rozporządzać Piątą jeśli ci na to pozwoli, ale ja nie odpuszczę okazji by się w końcu stąd ruszyć...

Drugi podrapał się w tym momencie po głowie. - Cholerka, może rzeczywiście nie powinniśmy brać ze sobą dziewczyn... Co uważasz Pierwszy?

- Przyjechałem tutaj ze świadomością, że idą wszyscy - odparł spytany mężczyzna.

Siódma wyraźnie zadowolona zaczęła dopasowywać paskami kamizelkę. - Widzisz? Tylko tym masz z tym problem - stwierdziła patrząc wyzywająco na Czwartego.

Ten spojrzał rozczarowany na Pierwszego i Drugiego. - Dobra, ona jest głupia i niech robi co chce! Ale Dominika nigdzie nie jedzie...

- A może pozwoliłbyś mi zdecydować samej, zamiast podejmować decyzję za moimi plecami?! - zawołała czarnowłosa dziewczyna, która podeszła do zebranej grupy.

Czwarty popatrzył na nią z niedowierzaniem. - Ale Dixiu ja nie miałem nic złego na myśli, po prostu nie chciałem cię nie potrzebnie narażać...

- Kamil! Nie dasz rady zamknąć mnie w pokoju i chronić przed całym złem jakie jest teraz w mieście. Lepiej żebym przyzwyczaiła się do tego co się tu dzieje, zamiast żyła w bańce którą stworzycie narażając się wszyscy....- próbowała przetłumaczyć Piąta.

W tym samym momencie Siódma stuknęła Drugiego łokciem szepcząc zjadliwie.- Dixiu... - wyraźnie akcentując przy, tym jak bardzo słowo to przypomina angielskie DICK. Drugi słysząc to ledwo stłumił śmiech.

Czwarty nie miał jednak zamiaru się poddać. - Posłuchaj! Wychowywano mnie w rodzinie z zasadami. - zarzucił chłopak. - Narażanie się, zawsze było rolą mężczyzny! Po co pchasz się w ten bajzel zamiast się cieszyć, że możesz go w spokoju przeczekać w naszym pokoju.

W tym momencie Piąta nie wytrzymała. - O jakich zasadach pieprzysz?! Mam ci gotować obiadki i prać skarpetki w postapokalipsie!? Boże dlaczego ja jeszcze się z tobą zadaje? Wypchaj się sianem Kamil, jadę oczyszczać H- Market z nadzieją, że się czegoś nauczę, bo zdana na ciebie nie przetrwam tu długo...

Dziewczyna obróciła się na pięcie i ruszyła po strój do radiowozu, a mężczyzna pobiegł za nią krzycząc - Dixiu poczekaj! Daj mi coś wyjaśnić...

Pierwszy nie kryjąc zażenowania spytał - co to właściwie miało być?

- Nasza zakochana para... - odparła Siódma, a Pierwszy spojrzał na nią ironicznie mówiąc - wyglądało to trochę inaczej...

Drugi pokręcił głową. - Wiesz, my WSZYSCY tutaj wiemy, że Kamil i Dominika pasują do siebie, jak ty na mówcę motywacyjnego. Kłócą się i godzą tak ze trzy razy dziennie, więc wszyscy już przywykliśmy. To ludzie z dwóch różnych światów. Czwarty jest jakby to powiedzieć z głębokiej wsi. On ma pracować, polować czy inne tam rzeczy jakie robią jaskiniowcy, a kobieta w tym czasie ma gotować i skrobać mu draskę z gaci. Z kolei Dominika to wykształcona dziewczyna, która całe życie walczyła by uwolnić się spod władzy rodziców lekarzy i tej wolności nie chcę oddać nikomu innemu. No, ale pech chciał, że on uratował jej życie i stał się pierwszym mężczyzną do którego coś poczuła...

- … i pierwszym któremu dała - wtrąciła Siódma.

Drugi odkaszlnął. - Jak nie chcesz żeby cię Pierwszy obrzygał, to daruj sobie takie szczegóły. On dostaje mdłości na słowo cycki...

- Ja was po prostu zostawię wszystkich Dziadom na pożarcie... - wtrącił Pierwszy.

Słysząc to Drugi roześmiał się. - To już dzisiaj kolejny żart! Naprawdę udało mi się cię ucywilizować.

W tym momencie Pierwszy spojrzał na Drugiego przez szkła w masce. - Kto ci powiedział, że żartowałem?

***

Przez kolejne kilka godzin, Pierwszy prowadził coś co ciężko było nawet nazwać treningiem. Opisał na sucho jak działa broń, jak ją przeładować, trzymać, celować. Potem zapakował grupę Drugiego do radiowozu i zabrał ich w pobliże mostu, gdzie każdy oddał po kilka strzałów.

Oprócz Drugiego i Trzeciego, którzy już mieli kontakt z bronią, reszta wypadła dość mizernie. Pierwszy zaczął się nawet zastanawiać, czy nie lepiej byłoby zmienić pierwotny plan. Zamiast brać ze sobą wszystkich mógł poświęcić jeszcze trochę amunicji, by dwie, trzy osoby mogły sobie dłużej postrzelać i stanowić minimalne wsparcie.

Korzystając z okazji, że ludzie zajęci byli oswajaniem się ze sprzętem zabrał Drugiego na bok, by porozmawiać z nimi w spokoju. - Radzą sobie naprawdę źle - stwierdził z goryczą. - Nie wiem czy to kwestia talentu, a jeśli tak, to żadne z nich go nie ma...

Drugi zmarszczył czoło. - Bałem się, że to tak będzie wyglądać - stwierdził przyglądając się z oddali jak jego kompani drżącymi rękoma trzymają pożyczoną broń.

- Pomyślałem...- zaczął nagle Pierwszy. - ... że nie powinniśmy się tak śpieszyć, a już na pewno nie iść na H- Market wszyscy. Mógłbym poświęcić jeszcze trochę amunicji, żeby doszkolić ze dwie osoby...

- Mogę być z tobą szczery? - wtrącił nagle Drugi.

- Pytając w ten sposób, sugerujesz, że okłamujesz mnie przez większość czasu...- odparł ironicznie Pierwszy.

Mężczyzna pokręcił głową. - Lubisz łapać za słówka... Posłuchaj, dla nas to może być jedyna szansa. Wspominałem, że z naszymi zapasami jest źle? Kłamałem! Jest tragicznie... Gdyby nie ta ''fartowna'' rozgrywka z tobą, przymieralibyśmy dzisiaj głodem... Pierwszy, a jeśli nie damy rady oczyścić H- Marketu? Co wtedy? Ta grupka ledwo sobie radzi w centrum, oni nie będą w stanie walczyć o zapasy poza bezpieczniejszą strefą. Dlatego gdyby wszystko się spieprzyło, chcę przynajmniej ukraść tyle jedzenia ile to możliwe i spróbować uciec z Krańcowa...

- Pamiętaj, że miałeś mi w czymś pomóc przed odejściem - przypomniał Pierwszy, zerkając na Drugiego z wyrzutem.

- Nie zapomniałem - potwierdził Drugi. - Jak skończymy trening, pogadamy z Trzecim.

***

Grupa z hotelu była zmęczona, zbliżał się wieczór, a sam Pierwszy nie zdążył jeszcze nawet przedstawić swojego planu. Rozumiejąc jednak ciężką sytuację w jakiej znaleźli się jego tymczasowi kompani, postanowił wspomóc ich dodatkowo. Robiąc szybką trasę do najbliższej kryjówki, przywiózł do hotelu kilka kilogramów ryżu i pomidorowe sosy w puszkach. Dzięki temu gromada mogła się posilić po ciężkim dniu, a przez ten niespodziewany prezent, wyraźnie zyskał w ich oczach trochę zaufania.

Pierwszy nie miał z początku zamiaru zostawać na kolacji, ale Drugi przekonał go, że to dobra okazja porozmawiać na spokojnie z Trzecim. Gdy gromada zebrała się w recepcji oświetlonej światłami świec, trzej mężczyźni usiedli w rogu pomieszczenia żeby spokojnie omówić kwestie Błysku.

Trzeci wydawał się mocno zestresowany, co mogło świadczyć, że Drugi zdążył mu już napomnieć co będzie tematem ich rozmowy. Ściskając w rękach notatnik przyglądał się Pierwszemu który wyciągnięty w fotelu, ledwo już trzymał się na nogach.

Drugi nie czekając aż któryś z nich zacznie, postanowił sam rozpocząć dyskusję. - Opowiadałem Pierwszemu o naszych próbach ''nie utracenia świadomości''.

- O? - zawołał zdziwiony Trzeci, zerkając na Pierwszego. - Z tego co wspominał Grzegorz, wydawało mi się, że nie byłeś szczególnie zainteresowany, rozgryzaniem naszej nowej rzeczywistości...

Pierwszy spojrzał na mężczyznę zmęczonymi oczami. - Nie byłem, ale sytuacja się zmieniła... Ktoś mi bliski stał się potworem...

Trzeci pokiwał głową ze zrozumieniem. - Współczuję. Nie spotkało mnie jeszcze to nieszczęście, ale boję się, że prędzej czy później się zdarzy... Nie chcę nawet myśleć o momencie gdy spotkałbym swojego brata, albo mamę... W każdym razie rozumiem - westchnął brodacz, otwierając notatnik. - Z jakim rodzajem przemiany mamy do czynienia? Gospodarz? Nie ukrywam, że przy innych typach ciężko byłoby stwierdzić...

- ...To jest coś nowego - wtrącił Pierwszy. - Znalazłem ją w miejscu pracy i na początku myślałem, że stała się Specjalistką, ale to nie to. Jest za ''inteligentna''.

W tym momencie Drugi wtrącił się do rozmowy. - Gospodarze też bywają inteligentni...

- To jest wyższy poziom - stwierdził pewnie Pierwszy. - Jestem w stanie z nią porozmawiać, oczywiście jeżeli jest skrępowana i nie może uczynić mi krzywdy. To nie jest jak u Gospodarzy, urwane zdania, pojedyncze słowa... Potrafi opisać swoją wolę, dogryźć, wyrzucić coś związanego z dawnym światem.

- Fascynujące...- stwierdził Kuba, skrobiąc coś w notatniku. - A ma jakieś fizyczne zmiany? Albo okalecza się?

Pierwszy pokręcił głową. - Ignoruje ból, przez co rani się przypadkowo, ale nie w takim stopniu jak Gospodarze. Z postury jest właściwie człowiekiem, chociaż jej ruchom brakuje tej ludzkiej płynności... Wiecie o co mi chodzi...

Drugi skinął głową. - Porusza się trochę jak w animacji poklatkowej...

- Coś jeszcze? - dopytał Kuba.

- Jej źrenice są tak wielkie, że zajmują prawie całe białka... To coś czego wcześniej nie widziałem - odparł Pierwszy.

- Fascynujące...- stwierdził ponownie Trzeci, dalej zapisując kolejne linijki tekstu.

Pierwszy widząc, że mężczyzna zainteresował się tematem pociągnął go dalej. - Posłuchaj, Drugi mówił, że miałeś jakąś koncepcję na przetrwanie błysku. Wspominał o lekach przeciwepileptycznych.

Kuba przerwał na chwilę pisanie i skinął głową. - Tak, ale to może być za mało. W tym wypadku utrata przytomności może być wywoływana przez kilka czynników jednocześnie, w tym ból. Na sekundy przed utratą świadomości praktycznie można od niego oszaleć... Dlatego wymagana byłaby kombinacja leków, działających na każdą z możliwych przyczyn - stwierdził mężczyzna.

Drugi westchnął. - Nawet mi nie mów, a potem jeszcze ten kac po błyskowy. Kara za chlanie którego nawet nie było...

Pierwszy zignorował mężczyznę i zwrócił się do Trzeciego. - Myślisz, że zdołałbyś przygotować jakieś wstępne prototypy takiego środka? Mógłbym poddać je testom.

Trzeci skupił się przez chwilę. - Posłuchaj to wszystko to tylko takie moje gdybanie. Nie myślałem, żeby naprawdę eksperymentować z lekami. Jestem tylko ratownikiem medycznym, nie chemikiem albo chociaż farmaceutą, nie posiadam jakiejś niesamowitej wiedzy...

Pierwszy opuścił głowę, ale Drugi wtrącił. - Coś jednak mógłbyś przygotować. Pierwszemu naprawdę zależy...

Kuba westchnął i przekartkował notatnik. - Rozważałem taką hipotetyczną mieszankę, ale nie szczególnie miałem zamiar naprawdę jej używać. To byłaby kombinacja naprawdę silnych leków i to przyjętych w krótkim czasie... Skutki dla organizmu mogłyby być fatalne...

- A jeśli byłbym skłonny zaryzykować? - spytał Pierwszy. - Przygotowałbyś taką mieszankę, przed waszym odejściem?

Kuba popatrzył na Drugiego jakby czekał na jego zgodę, ten skinął nieznacznie głową, a mężczyzna westchnął. - No dobrze, jak tylko ogarniemy sprawę z H- Marketem przygotuje nawet kilka różnych wariantów, z różnymi lekami... Szpital jest co prawda nie dostępny, ale magazyny firmy która odpowiadała za zaopatrzenie naszego SORU, są nie daleko centrum.

- Świetnie...- stwierdził Pierwszy. - Na mnie już czas...

Drugi widząc, że mężczyzna się podnosi zaprotestował. - Chcesz teraz wracać do siebie? Ledwo patrzysz na oczy... Daj sobie spokój i zostań u nas, pokoi mnóstwo i to jakich tylko chcesz...

Pierwszy pokręcił głową. - Najlepiej śpi mi się u siebie. Jutro rano bądźcie gotowi, przyjadę przedstawię plan i wyruszamy...

***

Pierwszy był tak zmęczony, że nawet jego bezsenność nie dała rady powstrzymać go przed natychmiastowym odpłynięciem. Niestety rano nie czuł się wcale lepiej niż dzień wcześniej. Ciągłe niedostatki snu sprawiały, że nawet jedna dobrze przespana noc tylko go rozdrażniała. Wstając powoli, popatrzył przez chwilę na swoje odbicie w lustrze i stwierdził, że wygląda okropnie. Przypominając sobie rozczarowane miny kompanów Drugiego, gdy ściągnął maskę, postanowił, nosić ją przez cały czas gdy będzie przebywał w ich towarzystwie.

Schodząc do kuchni zastał spętaną Agnieszkę w pełni przytomną i rozwścieczoną. Przemieniona kobieta na jego widok o mało nie przegryzła knebla, a Pierwszy nauczony doświadczeń poczekał, aż się zmęczy nim zdecydował się go ściągnąć. Po całej litanii życzeń gwałtownej śmierci i wytykania słabości, mężczyzna spróbował zaproponować jej jedzenie, ale ta znowu odmówiła. Próba karmienia na przymus skończyła się praktycznie odgryzieniem palców, więc Pierwszy dał sobie spokój. Najwidoczniej jakimś cudem niewykształceni nie jedli. - Jak to w ogóle możliwe?- zastanawiał się rozmyślając o domach w których spotykał Gospodarzy. Jedzenie w nich zwykle bywało nietknięte, a mimo to potwory nie umierały z głodu. - Na jakiej zasadzie działa wasz metabolizm? - główkował nad kawą, ale nie był w stanie wpaść na żadne odkrywcze rozwiązanie.

Po pośpiesznym śniadaniu, ubrał się i ruszył do hotelu Bethoven.

Gromada Drugiego czekała zapewne od samego rana. Wszyscy siedzieli w recepcji przebrani już w pancerne stroje, a na widok Pierwszego wchodzącego do środka, zrobili w większości dość niepewne miny. Tylko Siódma poderwała się i pomachała mu, co zignorował, skupiając się natychmiast na Drugim.

- Jeżeli chcecie posłuchać, to mam gotowy plan... - stwierdził, a Drugi pokiwał entuzjastycznie głową.

- Dobra wszyscy zbliżcie się! - zawołał. - Nasz zamaskowany patron, powie nam teraz jak będziemy działać.

Pierwszy rozejrzał się po ludziach i zaczął. - No dobrze to posłuchajcie... Nie daleko H- Marketu jest dość wąska uliczka z niskimi Kamienicami po obu stronach. Pojedziemy tam moim samochodem i zajmiemy jedną z nich. Kiedy ja pojadę radiowozem pod H-Market, wy ustawicie się na balkonach i oknach. Postaram się przyciągnąć Dziady prosto przed budynek, a wy, gdy tylko się zbliżą, rozpoczniecie ostrzał. Będziecie strzelali z niewielkiej odległości do ogromnych celów, więc nawet pomimo waszego słabego przygotowania, nie powinniście mieć problemów. Gdy zabijemy Dziady, wszyscy wrócicie do auta i ruszymy pod market. Bardzo rzadko trafiałem na potwory we wnętrzach sklepów, ale H-Market jest gigantyczny, dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby coś czaiło się w środku. Nim zaczniemy rabować, obejdziemy cały sklep i upewnimy się, że nic nas nie zaskoczy...

Drugi zaklaskał cicho. - Mi ten plan się podoba, minimalizuje zagrożenie.

- Chyba, że nie damy rady rozjebać Dziadów - wtrącił Ósmy. - Wtedy wszyscy oprócz tego gostka, będziemy uwięzieni w kamienicy z jebanym potworem przed wejściem...

Siódma słysząc to spojrzała na mężczyznę jak na robaka. - Pierwszy zabił Dziada sam, a ty boisz się, że nie damy rady grupą?

- Nie, po prostu chcę żeby ktoś z naszych jechał radiowozem razem z nim - dodał mężczyzna, łypiąc z pode łba na Pierwszego. - Jakie mamy gwarancję, że nie porzuci nas gdy zrobi się gorąco?

Drugi spojrzał na Ósmego zszokowany. - Jak możesz?! Pierwszy to...

- Twój ziomek wiemy...- wtrącił się Dziewiąty. - Tylko, że tak gadaliśmy wczoraj wszyscy (nie ja! - wtrąciła Siódma) i co tu dużo mówić nie znamy gościa. Wiemy o nim tyle ile opowiadałeś, a facet nie sprawia wrażenia zbyt lojalnego. Właściwie to z jego gadki wynika, że ma nas wszystkich w dupie i to czysty biznes... A biznes pęka gdy wszystko się pieprzy.

Drugi jęknął. - Słuchajcie to nie jest dobry moment na...

- ...Nie mam nic przeciwko - wtrącił Pierwszy. - Właściwie mogę nawet komuś oddać to zadanie i strzelać z okien kamienicy. Ja ułożyłem plan, więc uznałem, że będzie sprawiedliwie jeśli wezmę na siebie najniebezpieczniejszą część. Tylko ten kto będzie jechał radiowozem niech ma świadomość, że jeśli Dziady go dopadną to rozerwą blachę jak konserwę... - mówiąc to mężczyzna wyciągnął przed siebie kluczyki zawieszone na palcu. - To który z was jedzie?

W tym momencie wszyscy spojrzeli na siebie nie pewnie. Drugi widząc, że jego ludzie zaczynają się wahać stwierdził. - Ja! Razem z tobą!

- Jak chcesz... - odpowiedział mu Pierwszy, ściskając z powrotem za kluczyki.

***

Po ustaleniu planu gromada zebrała się w radiowozie i wyruszyła. W środku auta zrobiło się teraz naprawdę ciasno. Pierwszemu przyszło na myśl, że gdyby nie udało im się odbić sklepu, to do przepełnionego pojazdu nie upchną zbyt wiele zaopatrzenia. Wolał jednak o tym nie wspominać, bo nastrój i tak był ponury.

Mijając podejrzanie spokojne ulice Centrum, dotarli w końcu w pobliże H- Marketu. Z oddali widoczny już był ogromny słup reklamowy z wielką literą H oraz pordzewiałe billboardy, z których odpadały przyklejone reklamy z promocjami.

Nim dojechali do obrzeży sklepu, Pierwszy skręcił w jedną z bocznych uliczek, otoczonych przez kamienicę. - Starajcie się oszczędzać amunicję, jeśli traficie na pojedyncze potwory, używajcie noży, albo siekierek - zarządził i zatrzymał pojazd.

Na szczęście dla grupy Drugiego, kamieniczki okazały się opustoszałe. W ciasnych mieszkaniach z dziwnym rozstawem pokoi, jedyne co mogło przerazić to pseudo-nowoczesne umeblowanie. Sprawdzając balkony i okna, Pierwszy stwierdził, że mniej więcej będą one równać się wysokością z głowami Dziadów. To dawało nadzieję, że nawet kiepscy strzelcy nie powinni mieć problemów z trafieniem.

Pierwszy dał zgromadzonym chwilę na przygotowanie. Podczas gdy większość ludzi rozchodziła się, zajmując miejsca przy oknach, Siódma zaczęła ostentacyjnie podsuwać się bokiem w jego stronę .

- Co ty robisz? - spytał natychmiast.

Dziewczyna odwróciła się i spoglądając mu w szkła maski, zawołała. - Chciałam tylko powiedzieć, że ja ci ufam! Nie chcę, żebyś utożsamiał mnie z tymi, którzy wczorajszej nocy zjedli przywiezione przez ciebie jedzenie, a potem wysnuwali bzdurne teorie, że ich zostawisz...

- Mieli rację - stwierdził chłodno Pierwszy, licząc, że pozbędzie się natrętnej dziewczyny. - Moje życie stawiam na pierwszym miejscu.

- To normalne! - zawołała zaaferowana Siódma. - Jesteśmy dla ciebie obcymi ludźmi, ale Drugi opowiadał mi o tym, jak uratowałeś mu życie, gdy zatruł się w domu, jak opiekowałeś się nim...

W tym momencie Pierwszy odszedł od dziewczyny i łapiąc Drugiego za, bark przyciągnął go do siebie, tak, że zetknęli się twarzami. - Co ty za głupoty jej o mnie opowiadasz?

- Nawet słowa kłamstwa - zaperzył się Drugi. - Siódma co się stało?

- Wspomniałam tylko o tym, jak opiekował się tobą, gdy byłeś zatruty... - wyjaśniła niepewna dziewczyna.

Drugi uderzył się w kask. - Aj... To była jedna z tych historii, o których miałaś udawać, że nie wiesz...

- Dość! - warknął Pierwszy. - Im szybciej zdobędziemy H-Market, tym szybciej się stąd wyniesiecie, a ja w końcu będę miał spokój. Wszyscy gotowi? Drugi idziemy! - stwierdził, nie czekając nawet na odpowiedź.

Schodząc na dół po schodach, Drugi popatrzył w stronę Pierwszego. - Słuchaj... Dlaczego tak cię to boli, kiedy wspominam, że robisz coś dobrego. Naprawdę tak ci z tym źle, że nie jesteś wcieleniem diabła?

Pierwszy prychnął. - Jakie to ma znaczenie? Powiedziałem, że robię to, co uważam za słuszne i nie oczekuje wdzięczności, pomocy, ani uznania. Mogłeś tę historię zachować dla siebie...

- Nie - stwierdził Drugi. - Chciałem, żeby ludzie wiedzieli, ile ci zawdzięczam... Chciałem...

- Przestań! - warknął Pierwszy. - Myślisz, że nie wiem, co robisz? Starałeś się im mnie przedstawić jako bohatera, żeby przyjęli mnie z oklaskami i otwartymi rękoma. Liczyłeś na to, że jak się poczuję ciepło przyjęty, to zmienię zdanie i wyruszę z wami...

Drugi słysząc to aż zamarł. - Ja nie mogę! Jak ci się udało utkać z tego taką teorię spiskową? Pod tym hełmem masz czapkę z folii?

Pierwszy nie odpowiedział i ruszył w milczeniu do radiowozu. Zajmując miejsca w aucie, mężczyźni ruszyli powoli w stronę H-marketu. W przeciągu minut dotarli właściwie pod parking, gdzie natychmiast dostrzegli trzy ogromne Dziady, wałęsające się po nim bez celu.

- Straszne...- syknął Drugi. - Nigdy nie byłem tak blisko nich.

Pierwszy odparł grobowym głosem. - To teraz pomyśl, jaką głupotę robimy - mówiąc to jednocześnie, przycisnął za guzik uruchamiający koguty.

Dźwięk syreny momentalnie obruszył wszystkie trzy giganty. Potwory skupiły swoje czerwone ślepia, na malutkim w porównaniu z nimi samochodzie. Przez chwilę wpatrywały się w niego, jakby uświadamiając sobie, co się dzieje, aż w końcu prawie jednocześnie popędziły w jego stronę.

Pierwszy wcisnął gaz i robiąc łuk, wyjechał z parkingu. Odgłosy dudniących kroków wypełniły okolicę, a ulica zdawała się drżeć pod stopami olbrzymów.

Pierwszy nawet się nie oglądał, ale krzyk Drugiego dał mu do zrozumienia, że potwory się zbliżają. - Dobrze, że ta uliczka jest blisko...- pomyślał, samemu ledwo powstrzymując ręce od drżenia na kierownicy.

Gdy wpadli w drogę między kamienicami, wcisnął hamulce. To był najbardziej niebezpieczny moment. Ludzie Drugiego będą mieli sekundy, nim potwory rozedrą samochód na strzępy. Olbrzymy wpadły na ulicę i widząc stojące pośrodku auto, popędziły w jego stronę. Wtedy z pobliskich okien padła nieskładna salwa. Jeden z Dziadów oberwał w głowę i z rykiem runął na budynek, obrywając część fasady. Kolejny oberwał w korpus i bok głowy, również kończąc życie, ale ostatni nie został nawet draśnięty. Nie zatrzymując się, dobiegł do radiowozu i sprzedał mu tak potężnego kopa, że van wylądował na boku.

Pierwszy i Drugi, którzy nie zapieli pasów, runęli twardo na boczną ścianę, ale Dziad nie miał się wcale lepiej. Z krzykiem złapał się za nogę, z której wyciekały strugi czerwonej krwi. Rozwścieczony zacisnął ogromną pięść i uderzył w bok radiowozu, wgniatając go jak puszkę. Ochronna krata nie wytrzymała, a szyba roztrzaskała się na kawałki, obsypując leżących w środku mężczyzn.

Pierwszy zrzucił z siebie Drugiego i chwycił za broń, nim jednak zdążył zrobić coś więcej z kamienicy padły kolejne strzały. Kilka z nich chybiło, rozbijając okna w budynku po drugiej stronie, ktoś trafił potwora w korpus, ale nie wiele to dało. Dziad zapomniał na chwilę o radiowozie i uderzył pięścią w jedną z okiennic. Z wnętrza kamienicy dobiegły krzyki.

Pierwszy otwierając drzwi, które były teraz w miejscu dachu, wyłonił się z auta. Natychmiast zobaczył, jak Dziad wciska rękę przez balkon, by pochwycić któregoś ze strzelców. Wykorzystując okazję, że był poza jego polem widzenia, przymierzył na spokojnie z ak-47 i wystrzelił serią trzech pocisków. Potwór oberwał w okolicy pulsu i ucha, osuwając się po chwili z hukiem na ziemie.

- Kurwa... - syknął Pierwszy, uderzając w bok pojazdu.

- Co się dzieje? Nie padł? - zawołał Drugi wciąż z głębi samochodu.

- Padł, tylko straciłem auto...lubiłem je...- westchnął Pierwszy, opierając się czołem o karabin.

- Odkupię ci... - zażartował Drugi i tylnymi drzwiami wydostał się z przewróconej furgonetki.

W tym samym momencie Siódma wypadła z kamienicy. - Drugi, Pierwszy nic wam nie jest?! - zawołała, a reszta grupy dołączyła do niej po chwili.

- Jest ok! - zawołał Drugi, rozglądając się po ulicy.

Trzy Dziady leżały martwe. Główne zagrożenie, jeśli chodziło o H-Market, zostało zażegnane. Pierwszy uznał, że na opłakiwanie auta przyjdzie czas później i zbierając się z pozostałymi, ruszyli w kierunku sklepu.

Czwarty dobiegł natychmiast do niego pytając. - Były tylko trzy? Na pewno?

Pierwszy skinął głową. - Objechałem Centrum wzdłuż i wszerz to były jedyne Dziady w tej okolicy.

Grupa szła dalej w milczeniu. Bezpośrednie starcie z niewykształconymi było dla większości z nich szokiem. Pierwszy bez trudu zauważył, że większość zachowywała się jakby była w amoku.

Dziewiąty zrobił się tak blady, jakby nagle zachorował na albinizm. Ósmy przeklinał pod nosem, wodząc pustym wzrokiem po okolicznych budynkach. Trzeci, który z początku wydawał się Pierwszemu najbardziej ogarnięty, szedł teraz na końcu i trząsł się jak osika. Tylko Drugi i Siódma wydawali się niewzruszeni. Gdy szli w krok za Pierwszym, dziewczyna przechwalała się Drugiemu, że trafiła potwora w oko. Robiła to przy tym tak głośno, jakby chciała się, upewnić, że Pierwszy to usłyszy.

Humory wróciły wszystkim, dopiero gdy weszli na pusty parking przed sklepem. Czerwony front H-marketu z ogromną białą literą H, wyglądał na mocno zniszczony. W pofalowanej blasze pełno było wgnieceń na wysokościach przekraczających możliwości zwykłego człowieka. Pierwszy pomyślał, że Dziady z jakiegoś powodu musiały co jakiś czas obijać sklep.

- Jesteśmy! - zawołał raźno Drugi, spoglądając przez chwilę na Pierwszego. - Powiedz mi teraz, jak spróbujesz mi zepsuć tę chwilę? Jak twój fatalizm przemieni stanie przed tym rogiem obfitości, w coś tragicznego i nieprzyjemnego?

- Wciąż wisisz mi radiowóz...- odparł Pierwszy, ruszając w stronę wejścia.

Siódma spojrzała na Drugiego z dumą na twarzy. - Zaorał cię...

Pierwszy stanął przed automatycznymi drzwiami. Z doświadczenia wiedział, że nie będą zablokowane. Robiąc nożem szparę na tyle szeroką, by wepchnąć w nią palce, zaczął przełamywać mechanizm.

- Na co czekacie! - zawołał Drugi. - Pomóżcie mu!

Grupa dopadła się natychmiast i bez trudu utorowała wejście. W tym momencie ich oczom ukazał się tonący w mroku korytarz, na którym stały małe prostokątne stoiska z e-papierosami i gadżetami urodzinowymi. Po jego bokach znajdowały się sklepiki z butami, elektroniką i prasą.

Gromada wparowała do środka i celując lufami we wszystkie strony, ruszyła do ich głównego celu - Marketu. Nagle wszyscy oprócz Pierwszego zaczęli kasłać, kichać i dusić się. Pierwszy popatrzył na nich zdziwiony, gdy nagle uświadomił sobie, że jako jedyny ma maskę na twarzy.

- Owoce i warzywa są przy samym wejściu. Zasłońcie czymś twarze, przy wędlinie i chlebie nie będzie lepiej - wyjaśnił i z latarką w dłoni ruszył do przodu.

Wnętrze H-marketu było bardzo ciemne, bo świetliki na dachu były nieliczne. Nie mniej, gdy minęli jedno wielkie ''pleśniowisko'' w alei owoców i warzyw, dało się już poruszać bez latarki.

Drugi zerkając na zbite w jedną zgniłą masę pomarańcze, westchnął. - Jak ja tęsknie za smakiem cytrusów.

Przechodząc między alejkami, doszli w końcu do części z konserwami i pasztetami. Tutaj cała organizacja wzięła w łeb. Wygłodzeni ludzie rzucili się na jedzenie i szabrując półki, nie zwracali już na nic uwagi.

Widząc to, Pierwszy zawołał do Drugiego. - Powinniśmy najpierw sprawdzić resztę sklepu...

- Daj im trochę pofolgować, dawno już nie mieli okazji tak podjeść - usprawiedliwiał ich Drugi.

Niepotrzebne ryzyko...- pomyślał Pierwszy i zrezygnowany, ruszył sam sprawdzić sklep.

Mimo że z początku planował obejść całość, sam przystanął, widząc alejkę ze słodyczami. Dochodząc do ogromnych plastikowych boksów z cukierkami, zaczął przeglądać zawartość. - No dobra tylko chwila przerwy...- wyszeptał i stanął przed półką, na której znajdowały się słodycze firmy ''Król''. Były to jedne z najdroższych łakoci jakie można było kupić, więc Pierwszy nie miał nigdy szansy sobie na nie pozwolić. Otwierając ogromną bombonierkę, odchylił maskę i siadając z opakowaniem na kolanach, zaczął wybierać łakocie. - Boże, bogaci to naprawdę mieli życie.

- Nie sprawdzasz ich najpierw? - spytała Siódma, która pojawiła się nie wiadomo skąd. - Na odwrocie opakowania można przeczytać jaki kształt to jaki smak...

- Wiem...- westchnął mężczyzna, podnosząc się z ziemi i odkładając pudełko na półkę.

Dziewczyna w tym czasie złapała za kolejną bombonierkę i podsunęła ją Pierwszemu. - Ta ma dużo lepszy wybór, dostałam ją kiedyś na święta od mojego pierwszego chłopaka...ale poza tym nie mogę o nim powiedzieć nic więcej dobrego...

- Dlaczego do mnie mówisz?! - spytał Pierwszy, spoglądając na dziewczynę przez szkła w masce.

Siódma popatrzyła na niego nieco zmieszana. - Chciałabym cię lepiej poznać, a do tego potrzebna jest rozmowa. Drugi mówił mi, że masz ciężko zacząć, więc przejęłam inicjatywę... To co otwieramy? - spytała machając pudełkiem.

Pierwszy podszedł do dziewczyny, spoglądając na nią, tak chłodno jak tylko potrafił. - Posłuchaj, nie szukam znajomych, ani przyjaciół, ani kontaktu z drugim człowiekiem. Drugi był wyjątkiem, od moich założeń i niedługo razem z wami zniknie wreszcie z mojego życia... Baw się dobrze ze swoją ekipą, a mnie zostaw w spokoju...

Siódma stanęła jak wryta, a jej oczy zrobił się wilgotne. - Czemu taki jesteś?

Pierwszy szykował się już do kolejnej opryskliwej odpowiedzi, gdy nagle stało się coś, co go przeraziło. Błysk oślepił mu twarz.

- O Boże! - zawołała Siódma. - To się dzieje... To znowu się dzieje...

- Wracamy do reszty! - krzyknął Pierwszy i łapiąc dziewczynę za ramię, pociągnął ją w stronę konserw.

Pierwszy dostrzegł jak reszta grupy Drugiego, wybiega na główną aleje. - Kurwa mać! Właśnie teraz...- krzyknął Drugi dostrzegając go.- Co robimy?!

- Do łazienek! - zarządził Pierwszy.

- Czemu tam?! - krzyknęła Siódma, bo gwizd zaczynał narastać im w uszach.

- Potwory budzą się wcześniej! - zawołał Pierwszy. - Jak w markecie jest chociaż jeden, rozszarpie nas we śnie!

Słysząc to, cała gromada popędziła w kierunku wucetów. Po chwili pojawiło się kolejne błyśnięcie.

- Zaraz walnie! - krzyknął Trzeci, gdy byli już o krok od łazienek.

Wpadając do dużego pomieszczenia wyłożonego płytkami, banda runęła od razu na podłogę. W tym czasie Pierwszy spojrzał na drzwi. Te prowadzące na sklep nie miały zamka. - SIEKIERA SZYBKO! - krzyknął w stronę Drugiego.

Mężczyzna rzucił mu narzędzie, a kolejny błysk rozświetlił im oczy. - POŚPIESZ SIĘ! - wrzasnął Trzeci.

Pierwszy uderzył kilka razy z całych sił obuchem w klamkę, aż ta się urwała. Zatrzaskując drzwi, w ostatniej chwili padł na podłogę, nim jego oczy rozjaśnił niewyobrażalny blask.




22 Comments


Cześć,

nie gniewajcie się, ale trochę mnie ostatnio przeorało w zdrowiu i życiu, no i nie bardzo miałem głowę do odpisywania.

Like
Replying to

AVE TY

Like

Dziki
Dziki
Sep 29, 2021

Jarek doszedł do wniosku że czytelnicy nie piszą mu komentarzy to on też nie będzie pisał 😁.

Like
Replying to

Artysty... może jeszcze pisarza?



Like

No i super :). Motyw z Agnieszką to dla mnie bomba. Jak zwykle czekam na więcej! Pora wpłacić więcej hajsu! :)


PS co tak umilkłeś w komentarzach Jarku? Zrobiło Ci się smutno?

Like
Biały
Biały
Sep 25, 2021
Replying to

Tak, historia pani doktor to ciekawa sprawa. Może kiedyś za wiele odcinków uda się ją "dokształcić"? Co do "zbiórki" chodzi mi coś po głowie, ale potrzebowałbym wsparcia logistycznego w Polsce i zgody autora. Ale to nie na publiczną dyskusję, więc tylko sygnalizuję.

Like

Zajebiste, kocham Krańcowo!!!! Gdzie szanowny Jarek? Prosze odpowiadać na pytania w komentarzach :)

Like

deaddivest
Sep 23, 2021

Jeszcze nie przeczytałem ale ukuło mnie w oko: to nie maska gazowa- tylko przeciw gazowa. Czytam dalej.

Edit 1:

"nauczony doświadczeń" wydaje mi się, że nauczony doświadczeniem

Edit 2:

Mam wrażenie, że te opowieści są coraz krótsze... Może coraz lepsze, nie wiem:)


Jarku, spełniłeś moją prośbę (nt. Akcji), dziękuję.


Edit 3:

I przypominam, że niedługo wypłata. 47 wplacajacych może osiągnąć kwotę 2000PLN bardzo szybko.

Like
Dziki
Dziki
Oct 01, 2021
Replying to

Do końca

Like
Post: Blog2_Post

©2021 by Krańcowo-Postapokaliptyczna powieść internetowa. Stworzone przy pomocy Wix.com

<meta name="google-site-verification" content="_8L5l7ZOpIc6zN8N7C3WG0pU9g71yOSqXvJmSLQFg1M" />

bottom of page