top of page

Opowieści z Martwego Świata - Historia Pierwszego VIII

***

Pierwszy wracając do przytomności, niemal natychmiast stwierdził, że w Błysku, który zaskoczył ludzi w markecie, było coś niezwykłego. Nie zdawał sobie wtedy nawet sprawy, jak trafne było to przypuszczenie. Od momentu, w którym większość członków pokolenia 30 + zginęła, balans istniejącej rzeczywistości został zachwiany w takim stopniu, w jakim nie wydarzyło się to właściwie od momentu ‘’śmierci świata’’.

Ten ‘’najdłuższy spośród błysków” miał ponownie wstrząsnąć zasadami, do jakich przyzwyczaiła się garstka ludzi żyjących wtedy w mieście. Między innymi powołał on do istnienia tak ogromną liczbę niewykształconych, że Centrum miało wkrótce bezpowrotnie utracić swój status ‘’bezpiecznej strefy’’, a obrzeża miasta stać się tymczasowo miejscem niemal pewnej śmierci.

Jeżeli brać pod uwagę wyłącznie historie od momentu pojawienia się Pierwszego, Błysk ten oprócz wyrzucenia niewykształconych, rozpoczął również pierwsze Resety, które już wkrótce miały stać się zjawiskiem powszechnym. A był to dopiero początek zmian, jakie Nowy Świat szykował pojawiającemu się właśnie pokoleniu. Nie długo bowiem dojść miało do ewenementu, który w przyszłości nazwany zostanie ‘’Wielkim Wyrzutem”. W trakcie tego unikalnego fenomenu w ciągu dwóch miesięcy Krańcowo wypełnione zostanie rzeszą nowoprzybyłych. To właśnie ci, którzy pojawią się w tym okresie, będą w przyszłości określać się mianem ‘’Prawdziwych Weteranów’’.

***

Pierwszy doskonale zdawał sobie sprawę, że Znicze nie należały do najniebezpieczniejszych niewykształconych. Choć absurdalnie silne, były również wyjątkowo głupie. Nawet jeżeli brało się pod uwagę standardy potworów. Nie potrafiły więc zaskoczyć żadnym niespodziewanym zachowaniem, a ich ataki były do bólu przewidywalne. Walcząc z nimi na otwartej przestrzeni, wystarczyło po prostu trzymać dystans, co przy ich ogólnej ślamazarności nie stanowiło wielkiego wyzwania.

Nawet jeżeli ich liczba okazywała się przytłaczająca, to ucieczka przed tak powolnym stworem, nie stanowiła większego problemu.

Między półkami pogrążonego w półmroku sklepu, gdzie masa Zniczy stłoczona była na małej przestrzeni, sprawa nieco się komplikowała. Wystarczyła zaledwie chwila nieuwagi i nieopaczne wejście w zasięg rąk potwora, żeby skończyć ze złamanym karkiem. Mimo to, w porównaniu z szybkimi i agresywnymi niewykształconymi ze sklepu, Znicze wciąż nie mogły uchodzić za szczególnie niebezpieczne.

Gdy jednak Pierwszy zauważył, jak grupa Drugiego zamarła przerażona ich widokiem, doszło do niego, że to on będzie musiał zmotywować ich do walki. Z tego powodu pierwszego Znicza zabił na ich oczach, podchodząc do niego niebezpiecznie blisko. Ten ryzykowny popis, miał im przypomnieć, że chociaż potworów było dużo, to mogli trafić zdecydowanie gorzej.

Ściągając na siebie uwagę niewykształconych, tak by reszta miała czas oprzytomnieć, wiedział, że musi uważać jak jeszcze nigdy. Mimo to przynajmniej dwa razy wychodząc z alejki, otarł się o bestie ukrytą między regałami. Tylko błyskawiczny unik, ratował go w tej sytuacji przed natychmiastowym pochwyceniem. Ze względu na ryzyko, postanowił nie oszczędzać amunicji.

Ponieważ strzelał do Zniczy z niewielkiej odległości, praktycznie każde sięgnięcie po broń równało się kuli wbitej w szklaną twarz oraz martwej bestii.

Krążąc w ten sposób po sklepie, Pierwszy ściągał za sobą co raz więcej potworów, aż w końcu utworzył się zanim istny korowód. Musiał przez to pozostawać w ciągłym ruchu, by Znicze nie okrążyły go między regałami. Na szczęście już po chwili jego tymczasowi towarzysze, dołączyli do walki i sunąca za nim gromada, zaczęła rozdzielać się, rozchodząc w stronę odległych źródeł hałasu.

Początek tego starcia był dla wszystkich najbardziej niebezpieczny. Zniczy weszło do sklepu naprawdę dużo, ale zagrożenie malało diametralnie z każdym kolejnym zabitym potworem.

Po jakiś dziesięciu minutach Pierwszy, dostrzegł, że włóczą się za nim już tylko pojedyncze sztuki. Uderzając więc pistoletem w metalowe półki, ściągnął je za sobą do działu z artykułami domowymi. Tam ściągając z wieszaków porcelanowe kubki, zaczął ciskać nimi jak kamieniami w szklane oblicza potworów. Chociaż nie był mistrzem w żucie do celu, to przy nie szczególnej gramotności Zniczy, udało mu się tą improwizowaną metodą, dobić idące za nim bestie. Dzięki temu oszczędził przynajmniej kilka nabojów.

Podobna sytuacja miała już miejsce w całym sklepie. Strzały padały tylko sporadycznie, a odgłosy tłuczonego szkła odbijały się echem raz za razem. Najwidoczniej ludzie Drugiego zorientowali się, że największe zagrożenie minęło i sami zrozumieli, że nie warto marnować kul.

Pierwszy zaczął więc krążyć powoli między regałami, wyszukując ostatnich potwornych maruderów. Po kilku kolejnych minutach sklep zdawał się oczyszczony. Zatrzymując się, by chwilę odetchnąć, mężczyzna usiadł na gruzach między dwoma regałami z tanią elektroniką. Podczas gdy próbował złapać w spokoju oddech, do jego uszu dobiegły jakieś szepty. Pchnięty ciekawością podniósł się cicho i zbliżając do skraju alejki, wytężył słuch. Po drugiej stronie usłyszał niespokojny głos Ósmego.

- … o co właściwie chodziło z tym Pierwszym?

- Cholera wie… – odpowiedział Czwarty, a jego wypowiedź przerwał przez chwilę dźwięk tłuczonego szkła. – Jak się zaczęło, to stałem przy regale z książkami. Szukałem czegoś dla Dix, żeby trochę odciągnąć jej myśli… No i jak przeglądałem książki, usłyszałem, że zaczynają się kłócić…

- On i Drugi? – dopytał Ósmy, wyraźnie zaintrygowany.

- Tak… – potwierdził Czwarty.

Pierwszego zmroziło. Czyli już zaczynali o tym plotkować… Czemu w ogóle wyciągnął wtedy ten pistolet? Czemu dał się tak łatwo sprowokować? Czy nie wiedział, jaki jest Grzesiek? - Co teraz? – zastanowił się, gdy w głowie zaświtała mu oczywista myśl.

Przecież z tymi ludźmi właściwie nic go nie łączyło. Już nie długo mieli stąd odejść na zawsze. Czemu więc miałby się przejmować tym, jakie mają o nim zdanie? Mimo to wciąż zaciekawiony nie ruszył się z miejsca, podsłuchując, jak Kamil kontynuuje swoja opowieść.

- Poszedłem w ich stronę, bo byłem ciekawy o co poszło i nagle słyszę, że zaczynają się szarpać... – tłumaczył, dziwnie poirytowany.

- ...Pierdolisz! - przerwał mu Ósmy, z wyraźnym zdziwieniem w głosie, ale Czwarty natychmiast odparł.

- Mówię poważnie! Jak wypadłem zza regału to ten zjeb celował Grześkowi w czoło.

- ZJEB!? – wykrzyczał głos w głowie Pierwszego, a jego pięści zacisnęły się. – Ty niewdzięczny srolu, bez mojego sprzętu i planu nawet by cię tu nie było. – W tym momencie był już gotów wyskoczyć zza regału i przerwać te farsę, ale po chwili pokręcił zrezygnowany głową. Czy Kamil nie miał w tym momencie racji? Może i poniosły go nerwy, ale przystawienie Drugiemu lufy do czoła było przesadą. Rzeczywiście zachował się jak ‘’zjeb’’.

- Nie no tera to pierdolisz… - wtrącił ponownie Ósmy. - Może, tam sobie dla jaj jakąś imbę kręcili, a ty prawie zastrzeliłeś gościa.

– Wcale to tak nie wyglądało… - prychnął Czwarty.- Mówię ci, że on wciskał mu lufę w czoło, a na twarzy miał te swoją chorą minę…

Nagle Pierwszy usłyszał kroki. Do dwójki rozmawiających doszedł właśnie ktoś jeszcze. – Gadacie o Pierwszym? – spytał nagle Dziewiąty. – To lepiej już sobie odpuście…

- A co? – spytał Czwarty. – Masz zamiar wziąć go w obronę? Może uważasz, że on jest normalny?

- Tego nie powiedziałem – zaprotestował przybyły mężczyzna. – Ale Grzesiek mu ufa. Jak zaczniesz na niego najeżdżać to od niego oberwiesz. A szykuje się na ciebie za ten strzał w plecy.

W tym momencie Pierwszy poczuł dziwne przyjemne uczucie w okolicy żołądka. – Drugi mi ufa? – spytał sam siebie. Potwierdzali to w końcu jego znajomi. Do tego wydawał się naprawdę wściekły na Kamila... Przez chwilę mężczyzna chciał już odejść, by nie psuć sobie dobrego nastroju, ale nim zdążył się odsunąć, Czwarty zawołał wściekle. – Drugi, to ma na jego punkcie obsesje! Fakt koleś uratował mu życie, ale chyba sami przyznacie, że ten gość jest zdrowo pierdolnięty.

- No – potwierdził Ósmy. – Kurwa, facet woli towarzystwo potworów niż ludzi. W ogóle to kto normalny chciałby zostać w tym mieście? Grześka pod kopułą jebło, że chciał go z nami zbratać…- wyrzucił wyraźnie poruszony, ale natychmiast zganił go za to Dziewiąty.

- Z Drugiego to masz zejść, bo ja ci jebnę! Grzesiek jest w porządku i nie dam nikomu na niego wjeżdżać. Doceń to, co masz dzięki niemu, a tego popaprańca też ściągnął nie bez powodu. Bez jego broni to chuja byśmy zdobyli, nie H-Market.

W tym momencie Pierwszy poczuł, jak przelewa go fala wściekłości. – Ja to się chyba nigdy nie nauczę. Gdy jednak się nad tym zastanowił, to przecież nie przyszedł tutaj ze względu na nich. Pomagał Drugiemu i przy okazji sobie. Mimo to, nie miał zamiaru tak po prostu im odpuścić. Uważał, że powinni zostać uświadomieni o jego obecności. Łapiąc za maskę, która zwisała mu przy pasie, wcisnął ją na twarz i wyłonił się pewnie zza regału. Stojąca tam trójka postaci, zamarła jakby zobaczyła ducha. Ich oczy przebiegły po sobie, jakby każdy z nich chciał zadać to samo pytanie – Słyszał nas? W ich spojrzeniach widział teraz to, czego oczekiwał, czysty strach. – I co? Nikt z was nie jest w stanie powiedzieć mi niczego w twarz? – zakpił w myślach, patrząc jak mężczyźni, zbledli niczym przestraszone postacie z kreskówek.

Cisza przeciągała się, a atmosfera już po chwili zrobiła się tak napięta, jakby wszyscy oczekiwali na wybuch bomby. Pierwszy wpatrywał się w gromadzonych bez słowa i w końcu odwrócił się, zostawiając ich z nietęgimi minami. Nim jednak zdążył oddalić się od złorzeczącej trójki, usłyszał damski krzyk. Gdzieś z głębi sklepu zaczęło dobiegać wołanie o pomoc. Ignorując zupełnie pozostawionych za sobą mężczyzn, popędził w jego stronę.

Przeskakując między przewróconymi półkami, pomyślał, że jakiś niewykształcony musiał pozostać w sklepie. – Powinienem sprawdzić dokładnie, powinienem sprawdzić lepiej…- powtarzał w myślach, przebiegając między alejami. – Siódma czy Piąta? Żyją czy nie?

Wypadając na główny hol, napatoczył się na Drugiego. Ten widząc go, krzyknął w biegu - Tam! – i popędził w stronę stoisk z zabawkami. Chociaż mężczyzna miał dłuższe nogi, to podobnie do reszty grupy nie był przyzwyczajony do biegania w ciężkim stroju. Pierwszy wyprzedził go więc błyskawicznie i gdy wpadł w alejkę, zobaczył coś przerażającego.

Potwór ze sklepu, który najwidoczniej ocalał z walk ze Zniczami, przygniótł pod regałem Siódmą i Szóstego. Wskakując na zewnętrzną stronę półek, walił w przewróconą konstrukcję z taką siłą, jakby chciał zgnieść uwięzionych po drugiej stronie.

Pierwszy nie zatrzymując się, chwycił za broń i ciągle w biegu wystrzelił kilka razy. Kule chybiły, a zamek cofnął się, dając znak, że skończyły się naboje. Nie zatrzymując się, doskoczył więc do potwora i łapiąc go pod pachą, szarpnął bestię do góry, zrzucając z regału. Przewrócona istota zaczęła szamotać się wściekle jak ogromna ryba wyrzucona na brzeg. Nie czekając, aż potwór odwróci się z powrotem na brzuch, Pierwszy wskoczył na niego i spróbował utrzymać go w miejscu, splątując rękoma i nogami. Niestety zwinny sklepowy niewykształcony uwolnił jedną z rąk i wymachując nią wściekle, zaczął raz za razem uderzać Pierwszego w kamizelkę. Mężczyzna miał wrażenie, że mimo osłony za chwilę pękną mu żebra. W tym czasie zdążył do niego dopiec Drugi, łapiąc za nóż i wbił ostrze w potylicę potwora i wycisnął z niego życie. - W porządku stary?! – spytał natychmiast, wyciągając rękę.

- Nie śpieszyłeś się…- jęknął Pierwszy.

W tym samym czasie Ósmy i Dziewiąty dobiegli na miejsce i natychmiast podnieśli przewrócony regał. Siódma podniosła się powoli, a Szósty osunął się całkiem na podłogę. Oboje wyglądali na mocno wystraszonych, ale całych. Dziewczyna spojrzała natychmiast w stronę Pierwszego i Drugiego. Doskakując do nich spróbowała objąć obydwu gdy stali blisko siebie, ale Pierwszy wyślizgnął się nim zdążyła go pochwycić.

Drugi spoglądając na nią spytał z troską. – Sandra? Co się stało? Skąd się wziął ten potwór?

Siódma potrząsnęła głową, ciągle oszołomiona. – Chcieliśmy z Szóstym ogarnąć sobie jakąś grę karcianą dla zabicia czasu. Przyszliśmy tutaj, a on nagle wyskoczył z tamtego gruzu i przewrócił na nas cały regał – wyjaśniła, wskazując pobliskie rumowisko powykręcanych metalowych profili i półek. – Gdyby nie wy, już byłoby po nas.

Drugi uśmiechnął się zerkając na Pierwszego i stwierdził natychmiast. – Dziękuj Pierwszemu, on był tu przed wszystkimi.

Siódma odsunęła się od Drugiego i stając przed Pierwszym, skłoniła się lekko. – Dziękuje… Gdyby nie ty byłoby po mnie – prostując się, spróbowała spojrzeć mu w oczy, ale Pierwszy specjalnie odchylił się do tyłu, by mogła zobaczyć tylko refleksy szkieł maski.

- Nie przesadzaj – skarcił ją natychmiast. – Drugi przybył tylko chwilę później, tak naprawdę nawet nie musiało mnie tu być…

Dziewczyna słysząc to spojrzała na niego z niepewną miną, ale nim zdążyła coś powiedzieć Ósmy ryknął. - Zaczynam już rzygać tym H- Marketem! – Jednocześnie podniósł do góry Szóstego, który wyglądał na tak przerażonego, jakby miał się zaraz zmoczyć w majtki.

Drugi westchnął. – Dobra więcej się nie rozdzielamy! – zarządził. – Zbieramy zapasy razem, a potem spróbujemy się wydostać. Ten Dziad na pewno dalej czeka z tyłu, ale jest szansa, że nieplanowanie oczyściliśmy sobie drogę przez front.

Pierwszy czując, że Siódma ciągle próbuje przyciągnąć jego spojrzenie, postanowił wykorzystać okazję, by odejść stąd jak najdalej. – Ja jednak chętnie odpocznę od towarzystwa – stwierdził. – Pójdę zobaczyć jak wygląda sytuacja na parkingu.

- Jesteś pewien? – spytał Drugi. – Może w takim razie…

- Poradzę sobie SAM – podkreślił Pierwszy i nie dając szansy na negocjację, ruszył w stronę wyjścia.

Gdy odchodził od zebranych, ciągle czuł na sobie spojrzenie Siódmej. – Daj już spokój…- pomyślał, nieco zbyt nerwowo znikając za najbliższa półką.

Wychodząc na główny hol, spojrzał w dal przez roztrzaskaną witrynę. Na zewnątrz nie zauważył ani jednego wiszącego płomyczka, co mogło świadczyć, że większość Zniczy została zwabiona do środka hałasem i zabita.

Przechodząc po resztkach szkła, wydostał się na zewnątrz, a tam po prostu go zamurowało. Parking pokryty był istnym pogorzeliskiem potworów. Martwi niewykształceni ze sklepu i zabite Znicze leżały bez składu, zajmując ogromną część placu. Nie to było jednak najbardziej szokujące, całe miasto zdawało się grzmieć. Pierwszy miał wrażenie, jakby gdzieś w oddali znajdował się stadion, na którym trwałby w tym momencie mecz i to wyjątkowo popularnej drużyny.- Czyli wczorajszy przemarsz to nie jedyny kłopot... – pomyślał, wciąż wsłuchując się w panujący harmider. - Ile potworów musiało się pojawić tym razem? – Nagle mężczyzną wstrząsnęło. Dźwięki były zbyt wyraźne jak na dobiegające z obrzeży miasta. Już po chwili wyłapał kilka wrzasków, które zdawały się dochodzić zaledwie z sąsiedniego osiedla.

Potrząsając nerwowo głową, Pierwszy przeszedł wzdłuż ściany sklepu i wychylił się zza rogu by zerknąć na jego tył. Boczna alejka była pusta, więc po cichu ruszył dalej by sprawdzić czy Dziad wciąż czeka za marketem.

Gdy wyjrzał zza kolejnego winkla, adrenalina uderzyła go w uszy, a dłonie zadrżały. Potwór siedział pomiędzy ciężarówkami, oglądając swoją ogromną rękę. Ta ciągle nosiła na sobie rany po kulach. Chociaż Pierwszy przyglądał mu się tylko przez chwilę, to niemal natychmiast stwierdził, że bestia jest o głowę większa i znacznie potężniejsza od trzech które stąd wywabili. Walcząc z nim na otwartej przestrzeni, nawet wszyscy razem nie mieliby wielkich szans.

Pierwszy wycofał się po cichu i starając się nie robić hałasu, wrócił na front sklepu. Tam czekała go niemiła niespodzianka, bo Siódma zlekceważyła polecenie Drugiego i wyszła za nim. Dziewczyna stała jak zahipnotyzowana, przypatrując się pogorzelisku. – Wow…- wyszeptała, dostrzegając Pierwszego. – Żałuję, że nie byłam wczoraj z wami na dachu. To musiało wyglądać kosmicznie…

- Wracaj do środka! – warknął Pierwszy. – Drugi zakazał się wam rozdzielać…

- A ty wyszedłeś! – zaprotestowała dziewczyna.

Pierwszy czując jak przelewa się przez niego irytacja, prawie krzyknął. – Ja nie jestem członkiem waszej grupy! Zapamiętaj to sobie!

Siódma uśmiechnęła się, stając naprzeciw niego tak blisko, że zetknęli się czubkami butów. – Klasyczny Pierwszy. Drugi nie pomylił się nawet odrobinę gdy mi o tobie opowiadał…

- DAJ MI SPOKÓJ! – ryknął wściekle mężczyzna, odsuwając się od natrętnej dziewczyny.

- Nie! – zawołała raźno Siódma. – Drugi przebił się przez te twoją barierę i ja też to zrobię! Zaakceptujesz mnie, czy teraz tego chcesz, czy nie…

Pierwszy westchnął, ściągając maskę i popatrzył na dziewczynę pustym wzrokiem. – Posłuchaj i niech to wreszcie do ciebie dotrze – powiedział głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. – Masz w głowie jakieś dziwne wyobrażenie mojej osoby. Nie jestem dla ciebie kompanem do zabaw ani słuchaczem do zwierzeń, ani towarzyszem do przetrwania w tym świecie. Zrobiliśmy wspólnie jeden wypad, z którego wszyscy mogliśmy mieć korzyści i na tym koniec. Nie dbam o to, co się z wami dalej stanie…

Siódma nie dała się zbić z tropu i spoglądając wyzywająco, stwierdziła. – Kłamczysz teraz i to kiepsko. Możesz udawać, że nic cię nie obchodzi, ale rzuciłeś się pierwszy by mi pomóc Pierwszy! – zarzuciła, specjalnie budując okrutnie brzmiące zdanie.

W tym momencie Pierwszego zmroziło w środku. Jak bardzo nie starał się być chłodny i obojętny na zewnątrz, w krytycznych sytuacjach jego ‘’moralna’’ strona zwykle brała górę. Nie miał jednak zamiaru pozwolić na przyklejenie sobie łatki kogoś dobrego. - Zachowałem się po prostu tak, jak powinien zachować się człowiek – prychnął. - Nie dopisuj do tego niczego wyjątkowego, ani znaczącego.

Siódma pokręciła głową. – Jesteś uparty, ale ja jestem bardziej! Nie odpuszczę ci… - stwierdziła składając ręce na piersi. – …przekonasz się.

- Na szczęście nie – odparł Pierwszy. – Bo już nie długo stąd odchodzicie, a ja wreszcie będę miał spokój.

Dziewczyna nabrała już powietrza by mu odpowiedzieć, ale w tym momencie z marketu wybiegł Drugi. – Siódma! Mówiłem, że się nie rozdzielamy! – zawołał natychmiast, dobiegając do nich.

Dziewczyna widząc go zakręciła sobie swoje rude włosy na palcu i zaczęła kreślić butem kółko na ziemi. – Przecież jestem tu z Pierwszym, chyba bezpieczniej być nie może…- zawołała głosem nieświadomego błędu dziecka. - Poza tym teraz też się rozdzieliłeś…

Drugi pokręcił głową. – To co innego, ja poszedłem cię szukać.

- Ale Grzesiu! – zawołała Siódma. – To nie zmienia faktu, że idąc przez sklep byłeś sam! Jak mam akceptować twoje zasady, skoro sam ich nie przestrzegasz? – stwierdziła tym samym głupiutkim głosem.

- Sandra…- jęknął poirytowany Drugi, a dziewczyna wyszczerzyła zęby w jego stronę.

- Skończcie wreszcie te dziecinadę…- wtrącił Pierwszy. - Lepiej oboje wracajcie do sklepu, bo znowu ktoś wpadnie w kłopoty.

Drugi cmoknął. – Zajmą się tam sobą przez chwilę, a ciebie nie mam zamiaru puszczać nigdzie samego! Poza tym musimy ustalić jak się stąd wydostaniemy…

Pierwszy popatrzył skonsternowany. – Jak na ironię, zdecydowanie lepiej radzę sobie właśnie gdy jestem sam – pomyślał, ale zamiast zwierzać się z tego oczywistego faktu Drugiemu, spytał – to jaki miałeś pomysł?

Drugi podrapał się ostentacyjnie po brodzie. – No dobra tu mnie masz, nie miałem żadnego... Ale skoro front jest czysty, to pewnie odsapniemy trochę i ruszymy na piechotę…

- Błąd – wtrącił Pierwszy, spoglądając surowo na tymczasowego kompana.

- Czemu? – spytała Siódma. – Chyba to co miało przeleźć przez miasto już przelazło, jak tylko oddalimy się od H – marketu powinno być spokojnie…

Pierwszy pokręcił głową. – Posłuchaj…- szepnął, unosząc palec by uciszyć dziewczynę.

Grzegorz i Sandra wsłuchiwali się przez chwilę, w otaczający ich harmider. – Echo się niesie z obrzeży. Nic nowego…- stwierdził Drugi lekceważącym tonem, ale Pierwszy nie dał za wygraną.

- Skup się i spróbuj wyłapać, skąd dochodzą najgłośniejsze dźwięki.

Drugi zamknął przez chwilę oczy i zaczął kręcić głową, próbując zlokalizować źródła dźwięku, ale to Siódma zorientowała się pierwsza i spoglądając z lękiem w stronę najbliższych bloków, zawołała. – To nie z obrzeży! To dochodzi…

- Stąd… - podsumował Pierwszy. – Ten błysk nie był normalny... O ile w ogóle można, to co się dzieje nazwać czymś normalnym. Z przykrością stwierdzam że czasy spokoju w Centrum właśnie bezpowrotnie mijają…

Drugi rozglądał się jeszcze przez jakiś czas, ciągle okręcając głowę w stronę z której nadbiegały krzyki albo niezrozumiałe wołania. – Cholera jesteśmy otoczeni…

- Mhm – potwierdził Pierwszy.

- I co teraz? – spytał Drugi, a na jego twarzy pojawiła się ogromna niepewność.

Pierwszy zamyślił się przez chwilę. – Obładowani zapasami twoi ludzie nie będą zbyt mobilni.

- Z twojego radiowozu też nic już raczej nie będzie - westchnął Drugi.

- Wiem…- podsumował Pierwszy.

***

Opuszczenie H-Marketu po raz kolejny się opóźniało. Gdy Drugi przedstawił swoim kompanom nowe potencjalne zagrożenie, wszyscy po prostu się załamali. Walka z Dziadami, błysk, oczyszczanie sklepu ze Zniczy, dla większości było to już po prostu za dużo. Dlatego zamiast burzy mózgów, wnętrze sklepu wypełniła ponura cisza, którą przerywały jedynie pojedyncze westchnienia zrezygnowanych ludzi.

Trzeci oparty o zniszczony regał z chipsami, spytał w końcu. – Może nie jest tak źle? W pustym mieście echo strasznie się niesie. Nawet kilku niewykształconych narobiło by niezłego harmidru... - stwierdził, próbując rozbudzić w towarzyszach iskrę nadziei.

Niestety Drugi zgasił ją momentalnie. - Jest bardziej niż źle - odparł wpatrując się pusto w podłogę. – Uwierz mi, to nie jest to nocne harcowanie które słyszymy zazwyczaj. Otacza nas armia potworów...

- Gdybyśmy tylko nie stracili radiowozu…- rzuciła retorycznie Siódma, a zgromadzeni przytaknęli.

Po tej krótkiej wymianie zdań, ponownie zapanowała cisza. W końcu Piąta, która siedziała z głową opartą o ramie Kamila zaproponowała. – Może zostaniemy tu jeszcze kilka dni? Stwory zrujnowały sporą część sklepu, ale i tak mamy tu wszystko czego potrzebujemy. W tym czasie może się trochę rozpierzchną...

- No…- wyszeptał niepewnie Szósty podchwytując myśl.– Moglibyśmy przeczekać, aż zagrożenie całkiem minie.

Drugi zamyślił się przez chwilę, a jego wzrok spadł na Pierwszego. – Co o tym myślisz? – spytał, ale nim zdążył uzyskać odpowiedź, Ósmy wtrącił się wyraźnie rozgniewany.

- Czemu ciągle pytasz go o zdanie? Naprawdę gość który nie jest nawet jednym z nas, musi przyklepać każdą twoją decyzję? – zarzucił, spoglądając wściekle to na Pierwszego to na Drugiego.

Pierwszy spojrzał na Grześka zastanawiając się jak zareaguje. Ten cmoknął wyraźnie rozczarowany zachowaniem swojego towarzysza i spróbował wyjaśnić mu spokojnie. – Pytam się go o zdanie, bo jest tu najdłużej. Miał największą styczność z potworami i ich zachowaniem, a do tego nawet w ciężkich sytuacjach myśli trzeźwo.

Czwarty zaprotestował. – My już widzieliśmy, jak on potrafi się ‘’trzeźwo’’ zachować.

W tym momencie Siódma nie wytrzymała i krzyknęła. – Może przestaniecie mówić o Pierwszym jakby go tutaj nie było! Zapominacie przy okazji, że to dzięki niemu doszliśmy, aż tutaj…

Słysząc to Czwarty uśmiechnął się ironicznie i wycedził przez zęby. - Czyli do śmiertelnej pułapki! - Oskarżenia mężczyzny spotkały się z natychmiastową aprobatą Ósmego i Dziewiątego, ale niespodziewanie Dix odsunęła się od niego i krzyknęła. – Kamil przestań! To nie Pierwszy nakłonił nas do zdobycia H- Marketu. Dobrze wiesz, że to było ostanie miejsce w którym mogliśmy zdobyć zapasy na drogę. A on pomógł nam jak tylko mógł. Może więc skończmy obwiniać go o wszystko!

Czwarty słysząc to, odparł jej natychmiast. – Z dobrego serca tego nie zrobił. Poza tym gdybyś tylko zobaczyła na własne oczy, jak groził Grześkowi! Albo jak prowokował mnie i Ósmego...

Drugi zaprotestował natychmiast. – Nikt mi nie groził! Tylko się wygłupialiśmy i…

- ...Dość!- wtrącił w końcu Pierwszy, który nie mógł dłużej znieść ignorancji w tej dyskusji.- Nie zabiegałem nigdy, żeby być waszym kompanem i nie zależy mi na tym. Nie pasuje wam słuchanie moich porad albo w ogóle moje towarzystwo? Możemy wydostawać się stąd oddzielnie, nie dbam o to… - mówiąc to podniósł się z miejsca i ruszył w kierunku wyjścia, a wszyscy zamarli. Najwidoczniej nikt nie spodziewał się takiej reakcji. – Co oni myśleli, że będę tam siedział jak pies z podkulonym ogonem? Słuchał tego wszystkiego bez słowa skargi? Skoro wszyscy czują się tacy mocni, niech wracają do hotelu bez mojej pomocy… - pomyślał wściekły na siebie za to, że w ogóle dał się wkręcić w całą te eskapadę.

Zgodnie z tym co oczekiwał, Drugi natychmiast poderwał się za nim. – Pierwszy daj spokój… Oni są po prostu poirytowani tą całą sytuacją. Wszystko się straszne skomplikowało i…

- …Drugi – przerwał Pierwszy, okręcając się w kierunku mężczyzny by wyszeptać mu pewne ostrzeżenie. Nachylając się wycedził mu do ucha, tak by inni tego nie słyszeli. – Przestań w końcu zachowywać się, jakby bardziej zależało ci na mnie niż na nich. Jak tak dalej pójdzie to zaraz nie tylko ja, zostanę w tym mieście sam…

Drugi chciał już na to odpowiedzieć, ale został zakrzyczany przez Czwartego, Ósmego i Dziewiątego. – Grzesiek zostaw go! Chce to niech spierdala! Cholerny psychol, nie potrzeba go nam tutaj!

Pierwszy słysząc to, utwierdził się w przekonaniu, że nie warto się zatrzymywać, ale gdy chciał iść dalej, coś zablokowało go od tyłu. Siódma stanęła tuż, zanim, tak by odwracając się, wpadł prosto na nią. – Zlej na to, co oni krzyczą. Są zazdrośni, bo żaden z nich nie może się z tobą równać i ich małe ego nie wytrzymuje presji! Gdybyś tylko chciał, wgniótłbyś ich w ziemię…

Jej słowa spotkały się z natychmiastową falą krytyki. – Małe ego? Skoro tak ci się z nami nie podoba, to może spierdalaj razem z nim! Nikt cię w tej grupie nie trzyma! Oboje jesteście siebie warci!

Drugi odwrócił się natychmiast krzycząc. – Może się w końcu ogarniecie! – a Trzeci zawtórował mu cicho. – No właśnie chłopaki, nie dajmy się ponieść emocją.

Czwarty i jego dwaj kompani byli jednak tak nakręceni, że nie mieli zamiaru odpuszczać. – A może najwyższy czas dać się ponieść emocją i zrobić tu trochę porządku! Siódma już wybrała towarzystwo zjebów! Ty też Grzesiek powinieneś w końcu wybrać po czyjej stronie stoisz!

Drugi wyglądał w tym momencie na totalnie oszołomionego, a Siódmej przeszkliły się oczy chociaż minę miała ciągle zaciętą. – I dobrze! – krzyknęła w końcu. – Ja i Pierwszy, przetrwamy w tym świecie jeszcze długo po was.

- USPOKÓJCIE SIĘ WRESZCIE! – krzyknęła Piąta, spoglądając krytycznie to na Kamila i jego kompanów to na Drugiego. – Wszyscy zachowujecie się teraz jak dzieci! Mało macie problemów z tym światem? Naprawdę chcecie ich sobie jeszcze dokładać?

Trzeci widząc, że Kamil nieco zmiękł gdy Piąta podniosła głos, wtrącił się znacznie pewniej. – Dix ma rację, to co teraz odstawiacie to jakaś farsa. Pierwszy jeżeli chce odejść, to jego wola, ale Grzesiek i Sandra? Trzymamy się razem od początku! Co wam nagle wszystkim odbiło?

Grupa popatrzyła po sobie niepewnie, a Pierwszy myślał, że to już koniec i będzie mógł w końcu spokojnie odejść. Niestety w tym momencie Drugi powiedział coś, co ostatecznie dolało oliwy do ognia. – Jeżeli Pierwszy odejdzie, odchodzę razem z nim…

W tym momencie Trzeci i Piąta zawołali zszokowani – CO!? – a pozostali rozejrzeli się z niedowierzaniem.

- … Mam dość towarzystwa rozszczenionych wiejskich cwaniaczków, którzy udają wielkich kozaków, a rzucają się sobie do gardeł, gdy tylko robi się ciężko. Z Pierwszym byłem w tym świecie od początku i chociaż nigdy nie przystał do mnie na stałe, zrobił dla mnie więcej niż wy wszyscy razem wzięci. Możecie zapomnieć, że zrezygnuję z niego, bo nagle ubzduraliście sobie, że wszystkie nieszczęścia świata to jego wina!- Stwierdził dobitnie.

Czwarty zrobił się w tym momencie czerwony jak cegła, ale najwidoczniej postanowił grać rolę chojraka do końca. – Skoro tak to spadaj i bierz ze sobą tą szmat...

- KAMIL ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU! – krzyknęła Dix, a mężczyzna zamilkł zszokowany. Rozwścieczona dziewczyna wyszła, stając naprzeciw Pierwszego i Drugiego, patrząc na obu badawczo. – Posłuchajcie proszę. Znam Kamila i resztę tych baranów. Wszyscy są tak napakowani mało miasteczkową dumą, że woleli by umrzeć, niż przyznać się, że zrobili coś źle albo potrzebują pomocy – skupiając po chwili wzrok na Pierwszym, kontynuowała. - Wiem, że ty też na pewno masz swoją dumę i nie dziwię się, że po tym, co usłyszałeś, chcesz stąd odejść… Ale Drugi przez cały czas opowiadał nam, że jesteś człowiekiem o naprawdę silnym kręgosłupie moralnym. Patrząc na to, że byłby gotów porzucić nas, dla ciebie wierzę, że naprawdę tak jest. Nie chcę cię okłamywać, a skłamałabym, mówiąc, że ci ufam. Tak naprawdę przerażasz mnie swoim podejściem. Z niedowierzaniem obserwuje, jak spokojnie podchodzisz do największych okropieństw tego świata, a jaki dystans trzymasz w stosunku do zwykłych ludzkich zachowań... – biorąc głęboki oddech, dziewczyna przeszła do najtrudniejszej części swojej przemowy. – W imieniu tych idiotów przepraszam cię za wszystko, co usłyszałeś - w tym momencie Kamil nabrał już powietrza, ale Dix nie dała mu dojść do słowa i kontynuowała. – Naprawdę potrzebujemy twojej pomocy i nie poradzimy sobie bez ciebie i Drugiego. Wiem, że wdzięczność może w tym świecie nie wiele znaczyć, ale proszę cię, nie zostawiaj nas…

Pierwszy popatrzył na dziewczynę zdziwiony. Ostatnie czego się spodziewał to takie wyznanie. Był przekonany, że Piąta będzie trzymać stronę swojego chłopaka i jego kompanów. W jej głosie nie było też słychać strachu ani desperacji, jakby była przekonana, że uda jej się załagodzić cały spór. Ponieważ nie odpowiadał przez dłuższy czas, dodała. – Jeżeli Kamil, Rudy albo Dec jeszcze raz spróbują dać ci do zrozumienia, że nie jesteś mile widziany. Daje ci słowo. Ta grupa się uszczupli, ale nie o Drugiego albo Siódmą tylko o nich…

- Dix…- szepnął Kamil, ale dziewczyna nawet na niego nie spojrzała. Zamiast tego zwróciła się do Trzeciego. – Kuba zgadzasz się ze mną? – Brodacz skinął niepewnie głową, a dziewczyna popatrzyła teraz na Szóstego. – A ty?

Młody chłopak potrząsnął głową, szepcząc – nie chcę, żeby Drugi odchodził.

W tym momencie Czwarty spróbował jeszcze jednej ostatniej próby. – Dominika, przecież ja tylko…

- Powiedziałam ci, lepiej nic nie mów – przerwała mu dziewczyna. – Bo jak powiesz jeszcze słowo, to ja stąd odejdę…

Drugi widząc, że Ósmy i Dziewiąty stracili na animuszu, stwierdził zadowolony. – Kamil nawet nie wiesz jakiego masz fuksa, że taka rozsądna dziewczyna zdecydowała się być z tobą – po chwili odwrócił się w stronę Pierwszego. – Zostań proszę… Już nie tylko ja.

Pierwszy westchnął w myślach. – Będę tego żałował…

***

Po kłótni atmosfera ciągle pozostała napięta. Pierwszy razem z Drugim i Siódmą, która ciągle obrażona na swoich towarzyszy, nie chciała zostać w markecie, zrobili mały rekonesans okolicy. Niestety zgodnie z przewidywaniami, teren wokół marketu po prostu zaroił się od potworów.

Pod klatkami i bramami czatowali Gospodarze, którzy z jakiegoś powodu, nie mogli dostać się do swoich domostw. Czupryny przechadzających się Dziadów prześwitywały nad dachami budynków. Oprócz tego pojawiały się stwory, których nikt wcześniej nie widział. Dziwaczne istoty w strażackich mundurach, dawni pracownicy PKP w charakterystycznych pomarańczowych kamizelkach, przerośnięte koty z otworami na plecach, które w kłębie nie ustępowały owczarkom niemieckim. Wydostanie się z okolic marketu bez jakiegokolwiek pojazdu, wydawało się po prostu niemożliwe.

Z tego względu Pierwszy zaproponował Drugiemu, by rozejrzeli się za jakimś autem, na pobliskich podwórkach. Po kilku godzinach powolnego skradania się i przeczesywania okolicy odnaleźli kilka samochodów, które z jakiegoś powodu nie zniknęły z obrębu miasta. Niestety nim zdążyli podjąć próby przywrócenia ich do używalności, nastała noc i grupa zmuszona była wrócić do H-marketu. Tam ponownie zabarykadowali wejście, a Pierwszy niemal natychmiast zgłosił się do pilnowania go. Liczył, że dzięki temu odsapnie trochę od towarzystwa ludzi. Niestety, gdy tylko rozłożył się na składanym krześle i z latarką w ręku miał zamiar zabrać się za lekturę czasopism astronomicznych, dołączyła do niego Siódma.

- Musisz mnie dzisiaj znieść, bo nie mam ochoty na towarzystwo tamtych baranów i nie chcę też siedzieć tu sama – oznajmiła, rozkładając karimatę i śpiwór pod barykadą.

Pierwszy pokręcił głową i spróbował wrócić do artykułu o czarnych dziurach, chociaż w środku wiedział już, że może tylko pomarzyć o spokojnej lekturze. Siódma świeciła przez chwilę latarką po suficie, aż w końcu zagadnęła. – To dziwne, że w całym mieście prawie nie ma samochodów. Mam taką teorię, że ci, którzy stworzyli to Nowe Krańcowo, wykorzystali je, by wywieźć stąd nieprzytomnych ludzi…

- … bardzo dużo samochodów jest na obwodnicy – wtrącił Pierwszy, wciąż wpatrując się w strony czasopisma.

- O… - zdziwiła się Siódma. – Nie wiedziałam. Tak naprawdę to od kiedy Grzesiek i Kuba zabrali mnie z cmentarza, nie opuściłam centrum. To podobno bardzo niebezpieczne…

- Mhm – potwierdził Pierwszy.

- Ale ty byłeś prawie na obrzeżach miasta… - dodała po chwili, świecąc w jego stronę latarką. – Podziwiam cię bo od początku jesteś tutaj sam. Nikt ci nie pomógł, nie wyjaśnił co się dzieje, a mimo to dałeś radę i radzisz sobie lepiej niż my całą grupą…

Pierwszy zamknął gazetę. Miał już naprawdę dość tych natarczywych prób budowania relacji. Postanowił więc zagrać w otwarte karty i w razie potrzeby, zrazić do siebie dziewczynę tak bardzo jak to tylko możliwe. – Powiedz mi Siódma. O co ci właściwe chodzi?

Dziewczyna mrugnęła powoli oczami. – Chciałam tylko umilić nam czas rozmową... - stwierdziła, obdarzając go ciepłym uśmiechem.

- Czemu? – spytał Pierwszy. – Jestem dla ciebie obcym człowiekiem, do tego niemiłym i opryskliwym. To co robisz zakrawa o skrajny masochizm.

Dziewczyna poświeciła złośliwie Pierwszemu latarką w oczy. – Ty nie jesteś nie miły, tylko udajesz. I ja to wiem! Chciałabym żebyś zaufał mi, tak jak zaufałeś Drugiemu.

- Dlaczego? – dopytał Pierwszy.

- Bo też chciałabym mieć przyjaciela! – zawołała dziewczyna. – Nawet nie wiesz jak bardzo zazdrościłam Drugiemu, gdy opowiadał o tym co razem robiliście… O tym jak go wspierałeś, udając, że tego nie robisz. O tym jak…

Pierwszy przerwał jej natychmiast. – ...Po tym ile czasu poświęciliście na rozmowy o mnie, wnioskuje, że już masz przyjaciela.

Dziewczyna słysząc to, spojrzała w podłogę zrezygnowana. – Ja i Drugi to nie to samo... Pierwszy ja nigdy nie miałam prawdziwego przyjaciela ani przyjaciółki. Może ty tego nie dostrzegasz, ale jestem naprawdę ładna…

- ...i skromna - wtrącił w myślach Pierwszy.

- … Faceci ciągnęli do mnie jak muchy do miodu, ale żadnego nie interesowało tak naprawdę nic z tego, co mam do powiedzenia. Wszyscy chcieli, tylko żebym dobrze wyglądała i rozbierała się na życzenie. Nawet jeśli trafił się jakiś, który udawał przyjaciela, to próbował w ten sposób zaciągnąć mnie do łóżka – opisywała dziewczyna, a Pierwszy szepnął ostentacyjnie. – Problemy ludzi, którzy nie wiedzą co to problemy… - Siódma najwidoczniej albo tego nie usłyszała, albo zignorowała, bo ciągnęła swój monolog. – Dlatego ciągle byłam sama. Nawet w tym świecie nie jest inaczej. Wiesz, dlaczego oni wszyscy tak naskakują na mnie? Bo są źli, że zbliżyłam się do Drugiego. Gdy się pojawiłam, wszyscy byli dla mnie przesadnie mili, a ja wiedział, że jak tylko któremuś poświęcę więcej uwagi, to reszta się obrazi i się nie myliłam!

Pierwszy jęknął, spoglądając na dziewczynę. – Powiem ci coś – wtrącił nagle. – Nie jesteś wcale najpiękniejszą dziewczyną, jaką widziałem. Powiedziałbym nawet, że jesteś mocno przeciętna. Masz rude włosy, piegi i posturę dziecka. To nie jest nawet wygląd uniwersalnie uchodzący za atrakcyjny. Tak więc Pipi Lansztrung jedyne co odróżnia cię od innych dziewczyn, to twoja ‘’frywolność’’. Wysyłasz wszystkim dookoła sygnały, które większość odbiera jako… ehm…meh…- Pierwszy zawahał się przez chwilę, ale w końcu nabierając powietrza, wydusił z siebie. - ...‘’zainteresowanie płciowe’’ i dziwisz się potem, że każdy podchodzi do ciebie w ten sposób.

Siódma wyglądała przez chwilę jakby doznała szoku, ale niespodziewanie roześmiała się. – I widzisz? Nikt przenigdy by tak do mnie nie powiedział! Wszyscy tylko mi słodzą, albo ewentualnie wyzywają za plecami od szmat.

Pierwszy wzniósł oczy w stronę sufitu, a dziewczyna spytała niespodziewanie. – Boisz się słowa sex?

W tym momencie Pierwszy prawie zleciał z krzesła. – To jest właśnie to, o czym mówiłem! Po co to pytanie?!

Siódma zaśmiała się. – Po prostu zauważyłam jak męczysz się bawiąc w słowotwórstwo, zamiast powiedzieć po prostu, że faceci odbierają moje zachowanie jako zachętę do sexu.

Pierwszy pokręcił głową. – Staram się nie bluźnić bez potrzeby. Uważam to za oznakę braków w wychowaniu.

- Sex, to nie jest bluźnierstwo! – zaprotestowała Siódma.

- ALE JEST WULGARYZMEM! – ryknął Pierwszy, opanowując się dopiero po chwili. – Dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam? – spytał po chwili retorycznie.

Siódma ponownie zaśmiała się. – Ok to będę mówić bzykanie.

- Nie! Masz w ogóle przestać mówić! – rozkazał całkiem wyprowadzony z równowagi.

Dziewczyna straciła już całkiem panowanie i zaczęła śmiać się do rozpuku. – Nie mogę przestać. Ty się tak śmiesznie denerwujesz…

Pierwszy schował w twarz dłoniach. – Po prostu was zostawię. Może w nocy coś was wszystkich pozabija…

- Nie zostawisz – stwierdziła pewnie Siódma. – Przyznaj się, że już mnie trochę polubiłeś.

- Nie…- wysyczał Pierwszy.

Dziewczyna oparła brodę o rozłożone ręce, wpatrując się w niego teatralnie maślanymi oczami. – To będę dalej nad tobą pracować.

- Na szczęście Nowy Świat oszczędzi mi tych mąk - stwierdził zawistnie. - Jak tylko wydostaniemy się z H- marketu, wyruszacie w waszą podróż, a ja gwarantuję, że nie przyjdę wam pomachać na pożegnanie.

W tym momencie Siódma wyraźnie spochmurniała i zupełnie innym tonem dodała. – Drugi nie chce stąd odchodzić bez ciebie…

- Będzie musiał – wtrącił dobitnie Pierwszy, ale wtedy dziewczyna wspomniała niespodziewanie coś szokującego. – Od dłuższego czasu opóźnia naszą podróż licząc, że cię przekona żebyś odszedł z nami. Dlatego mieliśmy teraz takie kłopoty z zapasami…

Pierwszego naprawdę to zszokowało. Czyli gromada była gotowa odejść już wcześniej? Przez cały czas myślał, że nie wyruszyli bo nie byli przygotowani na walkę z niewykształconymi. Po raz pierwszy od momentu poznania, Siódma powiedziała coś co go zainteresowało. – Czemu tak uważasz? – spytał, licząc, że wyciągnie od dziewczyny coś więcej.

- Bo mi o tym powiedział…– stwierdziła Siódma, a w jej głosie słychać było wyraźny żal. - Był taki moment gdy rozmawialiśmy ze sobą szczerze, ale gdy zrozumiał, że się z nim nie prześpię urósł pewien dystans.

Pierwszy miał wrażenie, że za chwilę zacznie krwawić z uszu. Dziewczyna zachowywała się jak nastoletni chłopak który po raz pierwszy w życiu zobaczył świerszczyka i teraz wszędzie gdzie tylko mógł, sprowadzał rozmowę do tego wydarzenia. Nawet jeżeli Siódma wiedziała coś ciekawego, uznał, że nie warto dla tego tak cierpieć. Podnosząc swoje krzesło, odsunął się na drugi koniec barykady.

- Gdzie idziesz?! – zawołała natychmiast zdziwiona dziewczyna.

- Odpocząć od twojego ‘’blasku’’ - pomyślał Pierwszy i zapalając latarkę wrócił do lektury.

***

Noc minęła spokojnie, jak na standardy Krańcowa. Co prawda Pierwszy miał kilka razy wrażenie, że jakiś niewykształcony kręci się po parkingu, ale żaden z jakiegoś powodu nie odważył się wejść do sklepu. Gdy reszta przebudziła się w końcu, razem z Drugim wyruszył zorganizować im transport. Na początek potrzebny im był oczywiście akumulator. Z doświadczenia wiedział, że baterie które pozostały w samochodach, nie nadają się do niczego. Na szczęście mogli łatwo zdobyć nową z przewróconego radiowozu.

Zabierając jeden z wózków sklepowych, ruszyli w kierunku kamienic gdzie zastawili pułapkę na Dziady. W czasie drogi Pierwszy zwrócił uwagę na pewien szczegół, który już dłuższy czas go nurtował. – Ty chyba odpowiadasz w swojej grupie za wszystko. Gdy mówiliśmy, że idziemy zorganizować transport, nikt nawet nie spróbował zgłosić się do pomocy.

Drugi zaczerwienił się i wyraźnie zawstydzony odpowiedział – cholera! Aż tak to widać? - Pierwszy przytaknął, a mężczyzna zaczął tłumaczyć się dalej. - To w sumie moja wina... Przyzwyczaiłem ich do tego! Od początku za wszystko odpowiadam ja i Trzeci. Tylko, że z Kuby też nie ma za wiele pożytku. Wszyscy się boimy. Potworów, niespodzianek jakie co chwila gotuje nam ten cholerny świat, ale Trzeci to jest S T R A S Z N Y cykor… Kiedy coś zaczyna się dziać, gubi się i nie wie co robić. Tak naprawdę jedyne co robimy całą grupą to oczyszczanie Cmentarza. No ale ze Zniczem nie miałoby problemu nawet ogarnięte dziecko.

- Rozumiem – skwitował Pierwszy, a Drugi pchając wózek zerknął na niego podejrzliwie.

– Chciałem wczoraj z tobą pogadać, ale widziałem, że miałeś towarzystwo… - wtrącił nagle.

- Przestań - syknął Pierwszy. - Nienawidzę ludzi jej pokroju…

- No Sandra jest specyficzna, ale to naprawdę fajna dziewczyna - podkreśli Drugi, na co Pierwszy wzniósł ostentacyjnie oczy do góry.

Wspomnienie wczorajszej rozmowy przypomniało mu jednak o pewnej sytuacji, o którą koniecznie chciał zapytać. – To co wcześniej powiedziałeś… O tym, że odejdziesz ze mną. Wiesz, że mogłeś przez to bezpowrotnie zniszczyć swoją grupę?

- Trudno – stwierdził Drugi. – Nie zamieniłbym ich na ciebie…

- Przecież i tak to zrobisz – zarzucił Pierwszy. – Macie już zapasy, więc nic was nie trzyma…

Drugi pokręcił głową. – Musimy jeszcze zorganizować parę rzeczy i…

- … Przeciągasz to specjalnie! - wytknął Pierwszy. – Odwlekasz to bo liczysz, że w końcu mnie przekonasz!

Grzegorz prychnął. – Kolejna teoria spiskowa?

Pierwszy pokręcił głową. – To akurat powiedziała mi twoja koleżanka…

- TO MAŁY CHOLERNY GNOM! – krzyknął Drugi, spoglądając niepewnie na Pierwszego. – No dobra nie będę ukrywał, że trochę to przeciągałem… Pierwszy, ja naprawdę chcę żebyś opuścił to miasto z nami.

Mężczyzna zatrzymał się, spoglądając krytycznie na Grześka. – Dobrze wiesz, że nie ma na to szansy… Po co do tego ciągle wracasz?

- Cholera jasna! – krzyknął Drugi. – Dlaczego musisz być taki uparty!

- A dlaczego ty nie możesz zrozumieć, że ja się nie chcę stąd ruszać?! – spytał rozjuszony Pierwszy.- Tym bardziej teraz gdy upewniłem się, że w twojej grupie robię tylko niepotrzebne zamieszanie.

Drugi wyglądał na rozgniewanego, ale powiedział w tym momencie coś co zamurowało Pierwszego. – To zostaniemy w Krańcowie razem!

- Oszalałeś?- spytał Pierwszy. – Nie zmusisz ich żeby tu zostali. Są zdecydowani odejść…

- ...To odejdą sami. Nie zostawię jedynego przyjaciela jakiego miałem w życiu samego - wytknął mężczyzna.

- Przestań kpić! – ryknął Pierwszy. – Człowiek który każdy weekend spędzał z paczką w klubie, wyciera sobie twarz słowami jedyny przyjaciel!

- Niczym nie wycieram! – odparł Drugi, wyraźnie dotknięty tym co usłyszał. – Myślisz, że ci ludzie z którymi się zadawałem, byli kimś więcej niż znajomymi? Rywalizowaliśmy ze sobą, bawiliśmy się razem, ale żadnemu z nich nie powierzyłbym najmniejszego sekretu, a tym bardziej życia… Dla żadnego z nich nigdy bym nie zaryzykował, a dla ciebie zrobiłbym to bez wahania…

Pierwszy popatrzył z niedowierzaniem. – Drugi…

- Daj już spokój! Jestem nie mniej uparty niż ty, a już coś powiedziałem! Nie opuszczę tego miasta bez ciebie. Najwyżej Trzeci będzie musiał zająć się pozostałymi… - warknął mężczyzna. – Chodźmy w końcu po ten akumulator, bo zaraz znowu nabiorę ochoty żeby ci przywalić!

Pierwszy westchnął zrezygnowany i ruszył w krok za kompanem.

W kilka minut doszli do drogi między kamienicami, a tam zatrzymali się oszołomieni widokiem jaki zastali. Trzy ogromne ciała Dziadów, których zabili leżały na ulicy rozszarpywane przez Grabarzy. Padlinożerni niewykształceni swoimi długimi szponami, rozcinali truchła i zarzucali na plecy olbrzymie kawały mięsa.

Drugi widząc to zrobił się zielony i wyglądał jakby miał zaraz puścić pawia. – O boże uciekajmy…- wyszeptał i zaczął obracać się w przeciwną stronę, ale Pierwszy powstrzymał go chwytając za bark.

- Spokojnie, ci są niegroźni…- wyjaśnił.

- Jak nie groźni? – spytał zszokowany mężczyzna. – Widziałeś jak one wyglądają. Bez trudu rozszarpały by nas tymi łapskami.

Pierwszy pokręcił głową. – Spotykałem je już. Boją się żywych istot. Patrz! – dodał na koniec i wychylając się za bloku, klasnął kilka razy w dłonie.

Grabarze natychmiast przerwały rozszarpywanie ciał i spojrzały na niego spod swoich kapturów. Zaraz potem najbliższe rzuciły się do natychmiastowej ucieczki, a pozostałe obserwowały go bacznie. – Chodź za mną i się nie bój… - stwierdził Pierwszy, ruszając w głąb ulicy.

Drugi zawahał się przez chwilę, ale w końcu pchnął wózek i ruszył powolnym krokiem za nim. Kilka odważniejszych grabarzy zostało na ulicy i obserwowało jak zbliżają się do radiowozu.

- Tego spod maski nie bierzemy – stwierdził Pierwszy. – Na tyle mam zapas, powinien być w lepszym stanie.

Mężczyźni weszli przez ciągle otwarte tylne drzwi i ze skrzyni przy bocznej ścianie, wyszarpali akumulator. Bateria musiała przeciekać delikatnie bo cała była wilgotna, a w środku pachniało elektrolitem.

- Oby była w stanie jeszcze coś rozkręcić… - westchnął Drugi.

***

W trakcie zwiadu poprzedniego dnia mężczyźni wypatrzyli dwa duże kombi, ukryte w podwórkach nieopodal H-marketu. Podłączając do nich akumulator z radiowozu, sprawdzili najpierw, czy w jest w nich paliwo. Na szczęście oba pojazdy, chociaż mocno sfatygowane miały w sobie dość benzyny, by zabrać ich w inny rejon miasta.

Odpalanie aut, które stały przez długi czas, było dość problematyczne. Pierwszy miał już jednak pewne doświadczenie w tym zakresie. Wtryskując łatwopalny spray w dolot powietrza, wymusili na silniku pracę, nim zastałe elementy rozruszały się ponownie, a zwietrzała i tracąca oktany benzyna dotarła do komór spalania.

Silniki obu samochodów nie pracowały najlepiej, ale na to Pierwszy też miał sposób. Gdy udało im się podprowadzić samochody pod market, pogrzebał chwilę w dziale mechanicznym i znalazł ‘’Formułę do benzyny’’. Środek, który zazwyczaj ułatwiał rozpalanie silnika na mrozie, posłużył do wzbogacenia paliwa. Dzięki temu auta nie brzmiały już, jakby miały zaraz zakończyć swoje istnienie.

Przyprowadzone samochody znacznie poprawiły nastrój towarzyszom Drugiego. Gdy zgromadzeni przed marketem uświadomili sobie, że nie będą musieli przedzierać się przez miasto na piechotę, wydawali się naprawdę szczęśliwi.

Oczywiście podróż dziewięciu osób w pancernych strojach nie mogła należeć do komfortowych. By w ogóle pomieścić się razem z zapasami, zmuszeni byli część z nich przywiązać w torbach do dachu aut. Zgodnie z tym, co przewidywał Pierwszy, ludzie zajęli miejsca wedle tego, po czyjej stronie stanęli w trakcie ostatniej kłótni. On Drugi, Trzeci, Siódma i Szósty usiedli w jednym samochodzie, a Czwarty, Piąta, Ósmy i Dziewiąty w drugim.

Bez zbędnego przedłużania ruszyli w końcu przez miasto.

Już po dwóch minutach okazało się, że próba wydostania się z tej okolicy na piechotę, skończyłaby się dla większości śmiercią. Gromady Gospodarzy tłoczyły się przed zamkniętymi klatkami bloków, bezskutecznie próbując dostać się do środka. Gdy jednak tylko zobaczyły jadące samochody, obracały się w ich stronę gotowe do ataku. Na szczęście nim którykolwiek z potworów zdążył rozjuszyć się dostatecznie by ruszyć w pościg, auta uciekały z ich pola widzenia.

- Boże…- wydyszał Trzeci, wyglądając przez szybę. – Co się do cholery stało? Nigdy nie pojawiało się ich aż tyle…

- Nie w Centrum – sprostował Pierwszy. – Na obrzeżach miasta jest bardzo podobnie…

Niespodziewanie do rozmowy wtrącił się Szósty, który z zlęknionym głosem zasugerował coś naprawdę dziwnego. – Myślicie, że to nasza wina?

- Co? – spytał zdziwiony Drugi.

- To co się teraz dzieje…- wyjaśnił chłopak. – Może zostaliśmy w ten sposób ukarani za złamanie jakiś zasad? Przecież póki trzymaliśmy się hotelu, takie rzeczy się nie działy…

Trzeci pokręcił głową. – Ta rzeczywistość skrywa jeszcze wiele tajemnic, których nie poznaliśmy. Może rzeczywiście w jakiś sposób to sprowokowaliśmy…. A może to czysty przypadek.

- A propos tajemnic – wtrącił Pierwszy. – Nie zapominaj co obiecałeś dla mnie przygotować przed odejściem.

- O jasne – potwierdził Trzeci. – Jak tylko wrócimy do domu i odsapnę chwilę, pójdę po składniki…

Pierwszy skinął głową i skupił się na drodze. Przejeżdżali właśnie między dwoma blokowiskami z tak zwanej wielkiej płyty. Place zabaw, które znajdowały się między nimi, wypełnione były stojącymi jak na jakimś przedstawieniu Gospodarzami.

- Jak myślicie? Czemu nas nie atakują? – spytał Siódma.

Trzeci podrapał się po brodzie i wysnuł pewną teorię. – Myślę, że jest kilka powodów. Dla Gospodarzy priorytetem jest dostanie się do swojego domu. Nie widza nas też bezpośrednio, bo siedzimy w samochodzie… Mam czasem takie wrażenie, że one muszą wejść z nami w bezpośredni kontakt, by zauważyć, że jesteśmy ludźmi.

- I dobrze…- odetchnął Pierwszy. – Ten silnik ledwo trzyma kompresje. Mam takie przeczucie, że jakbym spróbował mocniej wcisnąć gaz, zadławiłby się.

W tym momencie Szósty popatrzył zdenerwowany na dźwignie zmiany biegów. – A jeśli naprawdę zgaśnie…

- To jedną kulę trzymam dla siebie…- pomyślał Pierwszy, nie odpowiadając.

Gdy wyjechali w końcu spomiędzy bloków, atmosfera nieco się poprawiła. W okolicy było teraz znacznie więcej sklepów, a co za tym idzie o wiele mniej niewykształconych. Mimo to Pierwszy właśnie teraz zaczął się denerwować. Nieopodal miejsca, w którym się znajdowali, stoczył swoją pierwszą walkę z Dziadem, której omal nie przypłacił życiem. Dodatkowo ich pojazd z każdą chwilą coraz gorzej zaczynał reagować na wciskanie pedału gazu.

Nie równa praca silnika i wibracje samochodu, momentalnie wzbudziły niepokój w pasażerach. Zaniepokojony Drugi szturchnął Pierwszego łokciem. – Co się dzieje?

- Dławi się…- odparł mężczyzna.

By uniknąć całkowitego zaduszenia silnika, Pierwszy zmuszony był zwalniać coraz bardziej. W tylnym lusterku dostrzegł, że Dix i Kamil rozmawiają ze sobą, patrząc się na nich znacząco. Pewnie już zaczynali przeczuwać kłopoty.

Szósty który zaczął trząść się nie wiele mniej od samego auta, spytał spanikowany. – Damy radę dojechać do hotelu? Prawda? Powoli ale dojedziemy?

Pierwszy milczał skupiając się na balansowaniu pedałem, ale to już był prawie koniec. Silnik szarpał jak oszalały, a wszelkie próby dodania gazu, nic nie dawały. Auto stanęło.

Siedzący w środku zamarli, a drugie auto zrównało się z nimi, stając prawie drzwi w drzwi. Pierwszy opuścił szybę, a siedząca po przeciwnej stronie Dix zrobiła to samo. – Co się dzieje? – spytała.

- Silnik padł…- odpowiedział Pierwszy.

- Co teraz? – spytał siedzący za kółkiem drugiego pojazdu Czwarty.

Drugi rozejrzał się przez szybę po okolicy. – Nie widać tu niewykształconych. Spróbujemy się holować…

Czwarty spojrzał na niego zszokowany. – Przecież nie mamy liny…

Pierwszy słysząc to, wpadł natychmiast na pomysł. – Wszyscy macie skórzane pasy przy spodniach. Zepniemy je razem i powinny wytrzymać.

- Ok…- wyszeptał Kamil jakby się bał, że potwory ich podsłuchają. Zaraz potem wyprzedził ich samochód i ustawił się tuż przed maską.

- Dobra! – zarządził Drugi. – Rozpinać paski!

W przeciągu kilku minut zorganizowali prowizoryczną linę holowniczą. Gdy podczepiali do siebie samochody, większość grupy Drugiego obserwowała okolicę z bronią w pogotowiu.

- Kurwa mać…- syknął Ósmy. – Teraz żałuję, że tak napierdalałem do Zniczy. Prawie nie mam już pestek.

Dziewiąty ku ogólnemu załamaniu jęknął. – Ja już w ogóle nic nie mam…

- Więc się pośpieszmy! – zarządził Drugi, kończąc przywiązywać pasy do haka.

Tą prowizoryczną akcję skończyli właściwe w ostatniej chwili, bo ledwo zajęli z powrotem miejsce w samochodach, a tuż za nimi śmignęła w oddali sylwetka Dziada. Na szczęście nim potwór zdążył ich zauważyć, ruszyli dalej.

Ciągnąc jeden wrak, drugim wrakiem poruszali się nie wiele szybciej niż na piechotę. Nerwy wszystkich były napięte do granic możliwości. Zwłaszcza że wjazd w następne blokowisko, zaowocował widokiem kolejnej gromady niewykształconych.

Siódma przyklejając się do szyby, spytała – dlaczego oni po prostu nie wejdą do środka.

Trzeci westchnął. – Bo nawet w tak zapyziałej dziurze jak Krańcowo, niektóre wspólnoty mieszkaniowe wymieniały uszkodzone zamki do klatek. Dla Gospodarza naciśnięcie klamki to szczyt umiejętności…

- Potrafią więcej - wtrącił Pierwszy. – Tylko, że dopiero gdy znajdą się w obrębie swojego domu. Widziałem na własne oczy, jak wyciągały noże z szuflad żeby się bronić, albo zamykały w mieszkaniach za pomocą kluczy.

- Przerażające… - podsumował Drugi i wszyscy ponownie zamilkli.

Po kilku kolejnych minutach podróży zaczął przed nimi wyrastać budynek Hotelu Bethoven. Członkowie grupy Drugiego wpatrywali się w niego z nadzieją, ale już po chwili okazała się ona ulotna. Pierwszą przykrą niespodzianką był widok cmentarza. Po prostu roiło się na nim od Zniczy, ale to co wprawiło wszystkich w osłupienie to widok samego hotelu. Przez rozbitą witrynę do jego wnętrza dostała się banda niewykształconych. Grupy zbliżonych do Gospodarzy potworów zajmowały całą recepcje.

Czwarty zwolnił tylko na chwilę by przyjrzeć się temu, po czym ruszył gwałtownie do przodu szarpiąc samochodem na holu.

- Ja pierdolę…- jęknął Drugi.

- Nasz dom…- wyszeptała załamana Siódma.

- Co teraz? – Spytał Trzeci.

Pierwszy widząc całą sytuację, zawisł na kierownicy. – Niech będzie... – pomyślał zerkając ukradkiem na Drugiego. – Ze względu na ciebie pomogę im, ten jeden ostatni raz – odkręcając szybę, pomachał ręką dając Czwartemu znak by zjechał w najbliższym miejscu.

- Co się stało? – spytał natychmiast Drugi, ale Pierwszy odparł jedynie. – Poczekaj aż zbierzemy się wszyscy.

Przez następne dziesięć minut Kamil szukał bezpiecznego postoju. W końcu udało mu się znaleźć kawałek pustej przestrzeni, na parkingu dawnej kliniki stomatologicznej. Gdy tylko się zatrzymali, Pierwszy przywołał wszystkich mówiąc. – To oczywiste, że nie wrócicie już do Hotelu. Mam na mieście kilka kryjówek. Są w nich zapasy i trochę uzbrojenia. Oddam wam jedną z nich, żebyście mogli przygotować się na spokojnie do podróży, ale w zamian zabieram działający samochód.

Zgromadzeni spojrzeli po sobie, a ich miny wydawały się mocno nie pewne.

- Samochód jest nam potrzebny – stwierdził Dziewiąty.

- Tak jak mi.– odparł Pierwszy. – Wasza decyzja, ja mogę już stąd iść do siebie choćby na piechotę… To wy będziecie musieli szukać sobie nowego domu.

Czwarty nabrał już powietrza, ale Dix odezwała się pierwsza. – Auto zdołamy sobie zorganizować – stwierdziła patrząc znacząco na Kamila. – A schronienia potrzebujemy na teraz… Myślę, że nie ma sensu głosować.

Większość przyjęła jej słowa milczącą aprobatą, a Pierwszy udał, że jest zadowolony z tego interesu. Oczywiście było to wierutnym kłamstwem, bo doskonale wiedział, że na parkingu komisariatu czekały jeszcze dwa radiowozy po które miał zamiar się niedługo udać. Nie miał jednak zamiaru pokazywać tej niewdzięcznej bandzie, że może coś dla nich zrobić bezinteresownie.

Gdy wszystko było już ustalone, zasiadł za kierownicą działającego pojazdu i ruszyli w dalszą drogę.

***

Wybranie kryjówki, którą Pierwszy chciał oddać, nie było tak oczywiste. Nie miał zamiaru dzielić się tymi, które były zabezpieczone najlepiej albo zawierały coś naprawdę cennego. Nie mógł też zostawić ich w miejscu, gdzie niewykształconych było zbyt dużo. W końcu wybrał kryjówkę numer siedemnaście, znajdującą się na dość nowoczesnym osiedlu w niewielkim piętrowym domku z kolumnami na froncie. Wcześniej wybrał to miejsce ze względu na solidne murowane ogrodzenie i potężną bramę, ale gdy w mieście zaczęli pojawiać się ludzie, uznał, że budynek zbyt mocno rzuca się w oczy. Na całe szczęście po osiedlu kręciło się ledwie kilku niewykształconych i to w dodatku na tyle daleko, że nie musieli nawet z nimi walczyć.

Pierwszy wyciągając ukryty w kuble na śmieci klucz, wprowadził gromadę do środka. W budynku znajdowało się jego standardowe wyposażenie, rozłożone w skrzyniach na podłodze. Grupa z wyraźnym zadowoleniem weszła do tego wyglądającego na bezpieczny, domu.

Otwierając drzwi od piwnicy, Pierwszy zaczął wyjaśniać. – Na dole jest generator i zapas paliwa, więc nie musicie siedzieć przy świeczkach. Piwnica jest wygłuszona więc nie powinno być słychać hałasu. Dopóki będziecie palić światło zasłaniajcie szczelnie okna, bo niewykształceni krążący w nocy lgną do światła. Macie tu też trochę jedzenia, środków medycznych i kilka sztuk amunicji… Powodzenia – dodał na koniec i ruszył w stronę wyjścia.

Większość rozsiadła się natychmiast nie mając zamiaru go zatrzymywać, ale Drugi i Trzeci dogonili go w drzwiach.

- Przygotuje środek tak jak obiecałem – powiedział Kuba. – Tylko nie wiem jak ci go dostarczyć…

Pierwszy westchnął. – Zostaw go w piwnicy. Przyjadę po waszym odejściu…

Drugi słysząc to zrobił nerwową minę. – Kuba, zostaw nas na chwilę samych.

Brodacz skinął głową i ruszył w głąb pokoju. Drugi złapał Pierwszego za ramię. – Mówiłem ci, że nie odejdę stąd bez ciebie i nie kłamałem. Jutro jak odsapną powiem im, że zostaje w mieście…

- Nie bądź idiotą - wyszeptał Pierwszy. – Oni cię potrzebują, a ja lubię samotność.

- Nie…- powiedział Drugi. – Ja nie zmuszę cię do zmiany zdania, ani ty mnie. Nie ruszam się stąd bez ciebie.

- Ech…- westchnął Pierwszy. – Może jak odsapniesz, to zaczniesz myśleć trzeźwo. Miałem tego nie robić, ale przyjadę się z tobą pożegnać.

- Już ci powiedziałem, że nie musisz – odparł Drugi. – Nie ruszam się bez ciebie, więc po prostu wpadnij w odwiedziny.

Pierwszy pokręcił głowa. Dyskusja na ten moment wydawała mu się zupełnie bezcelowa. – Dobra, trzymaj się Drugi, ja wracam zobaczyć co z Agnieszką…

- Oby nic jej nie było – stwierdził mężczyzna, machając mu na pożegnanie.

***

Wracając do swojego domu, Pierwszy przejeżdżał nieopodal komisariatu. Chociaż był już mocno zmęczony, pomyślał, że skoro i tak jest w okolicy to podjedzie chociaż po nową kamizelkę kuloodporną. Tych w magazynie zostało jeszcze kilka, bo zazwyczaj nie zabierał ich do kryjówek. Zbaczając trochę z obranej trasy, pomyślał, że mógłby jeszcze sprawdzić pozostałe na parkingu radiowozy.

Gdy po kilku minutach jazdy zbliżył się do budynku, poczuł, że coś jest nie tak. Był niemal pewien, że w trakcie swojego ostatniego pobytu, zostawił drzwi wejściowe zamknięte, a teraz były one uchylone. Zatrzymując kombiaka i wychodząc na zewnątrz doznał kolejnego szoku. Tuż obok budynku stała budka ze szlabanem, oddzielająca drogę na parking dla radiowozów. Gdy po raz pierwszy zabierał stąd auto, dla własnej satysfakcji staranował przejazd… Problem był w tym, że szlaban wrócił na swoje miejsce.

Przecierając oczy ze zdumienia, Pierwszy zbliżył się do parkingu i zamarł ponownie. Na jego terenie z powrotem znalazły się wszystkie radiowozy. Zarówno sedan którego stracił po walce z Dziadem, jak i furgon którym podróżował przez większość czasu. – To nie możliwe…- pomyślał. – To nie może być to samo auto…

Zbliżając się spojrzał na bok furgonu i sprawdził jego oznaczenie - H- 1247. Przez kilka miesięcy widywał ten numer praktycznie codziennie, nie było mowy o pomyłce. Otwierając drzwi zajrzał do środka i ręce aż mu się zatrzęsły. Spędził w tym samochodzie tyle czasu, ze znał każdą plamę, każde zadrapanie, każdą fałdę na kierownicy. To był jego radiowóz… Z tym, że nie najeżony gwoździami. – Dlaczego? – wyszeptał. Czemu ktoś miałby zadać sobie tyle trudu, by jota w jotę skopiować właśnie ten pojazd.

Pierwszy przekręcił kluczyki które znajdowały się w stacyjce i prawie podskoczył. – Kontrolki zajaśniały z taką mocą, jakby auto stało zaledwie od kilku godzin. – To niemożliwe… - prychnął i stanął przed samochodem.

Przez kilka minut próbował ułożyć sobie logicznie w głowie, co tak właściwie mogło się stać. W końcu zszokowany postanowił sprawdzić, co się dzieje na komisariacie. Przechodząc z powrotem na front, prześlizgnął się przez uchylone drzwi i nagle pomyślał, że to wszystko mu się śni. Komisariat wyglądał jakby przed chwilą wyszli z niego policjanci. Podłoga była czysta, meble stały na swoich miejscach, nie było nawet śladu po szabrach jakie urządzał tu Pierwszy.

Wchodząc do dyżurki, zobaczył kubek, w którym od kiedy pamiętał wisiała górka pleśni. Teraz była tam po prostu zwykła czarna i zimna kawa. Siadając na krześle, popatrzył pusto w przestrzeń. – A myślałem, że już nic nie będzie w stanie mnie zdziwić…



33件のコメント


Zosiek Samosiek
Zosiek Samosiek
2021年10月29日

W końcu przeczytałem, zacne milordzie :) (kuźwa tyle roboty że brak czasu na przyjemności :(

いいね!

Malwina Lewandowska
Malwina Lewandowska
2021年10月28日

Nie no to jest taka adrenalina, nie jestem podatna na uzależnienia, ale tutaj przegrywam.

Te emocje, jak Pierwszy odkrył reseeeet matko, aż żal, że wiemy co się dalej dzieje z H Marketem czy posterunkiem, że te wszystkie kryjówki Pierwszego będą prawdopodobnie odkryte. No taki żal mnie chwycił przy tym odnowionym posterunku.

No i co, w grupie barany durne się trafiły niewdzięczne bananowe chojraki. Piąta wydaje się taka rozsądną, a potem czysta nienawiść za durnego Kamila. Liczę na to, że historia Pierwszego będzie długo kontynuowana i jego przygody będą opisywane równolegle do życia Dzikiego. A gdzie Drugi się podział? Opuścił jednak Pierwszego. Tyle pytań i zero odpowiedzi :)

いいね!
Stal
Stal
2021年11月04日
返信先

Rzeczywiście, trochę szkoda, że wiadomo mniej-więcej jak się historia Pierwszego i reszty potoczy. Ale i tak się świetnie czyta, napięcie jest, jak zwykle. Dobra lektura.

いいね!

Tomasz Sawicki
Tomasz Sawicki
2021年10月25日

Tak, jako zapowiedź wydarzeń w "Krańcowie", a w szczególności reakcji (a raczej braku reakcji) Kuby podczas masakry Autobusu do Wolności przez Modrzewa.

いいね!
Tomasz Sawicki
Tomasz Sawicki
2021年10月25日
返信先

Aj, źle kliknąłem "Odpowiedz".


To jestem zaskoczony, że niezamierzone :)

いいね!

chillin rabbit
chillin rabbit
2021年10月24日

ahh, resety...... 😊

Przygody Pierwszego moglyby sie dla mnie nigdy nie konczyc :)

いいね!

Arkadiusz Wesołowski
Arkadiusz Wesołowski
2021年10月23日

Miła niespodzianka. Myślałem, że na nową część trzeba będzie jeszcze poczekać. Autor najwyraźniej wrocił do pełni sił. Jak zwykle fantastycznie się czytało, ale rozpaczliwie potrzebujesz korekty :). Jarku, a Ty się boisz słowa seKS? :)

いいね!
deaddivest
2021年10月28日
返信先

Dobre z tym kotem;)

Mój sąsiad miał kiedyś psa "Ugryź".

Nabijalismy się z kuzynem jak właściciel mówił: "ugryź, nie gryź"

いいね!
Post: Blog2_Post

©2021 by Krańcowo-Postapokaliptyczna powieść internetowa. Stworzone przy pomocy Wix.com

<meta name="google-site-verification" content="_8L5l7ZOpIc6zN8N7C3WG0pU9g71yOSqXvJmSLQFg1M" />

bottom of page